Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


MY, KSIĘGOWI - EUROPY
Źródło: Przekrój
 

Przekrój nr 41(3094) z 10.10.2004

MY, KSIĘGOWI - EUROPY

Mamy szansę zostać księgowymi Europy. Szefowie wielkich unijnych firm przenoszą do Polski całe działy. Powariowali? Nie, po prostu umieją liczyć

MAX SUSKI, PAWEŁ ŁUBIEŃSKI

W centrum rozliczania kart kredytowych w Kolonii sierpień 2004 roku był feralnym miesiącem. W niemieckim banku od tygodni huczało od plotek. W końcu wśród pracowników gruchnęła wieść: cały oddział jest likwidowany i przenoszony do Polski.

Typowa historia, która spędza sen z oczu bossom niemieckiej gospodarki. Nowa, poszerzona Unia to system naczyń połączonych. Polacy nie muszą jeździć po etaty do Niemiec. Praca sama przepływa do nich.

Ucieczki działów księgowych zaczynają być bardzo modne. W Krakowie centrum księgowe mają już niemieckie linie lotnicze Lufthansa, Citibank ma w Olsztynie centrum rozliczeniowe obsługujące kilka krajów Europy Środkowej. Firma doradcza KPMG zarządza swymi zasobami ludzkimi z Poznania, a koncern Philips ulokował się w Łodzi. Już teraz wysysamy z Zachodu setki miejsc pracy w działach rozliczeń i obsługi wielkich firm. A to dopiero początek. Najbardziej renomowane firmy konsultingowe wróżą zbliżający się boom na polskie usługi księgowe i biznesowe. Eksperci firmy doradczej McKinsey uważają, że w ciągu pięciu lat na polskim rynku może przybyć w tym dziale aż 200 tysięcy miejsc pracy!

PIERWSI BYLI HINDUSI

Offshoring to etap globalizacji światowej gospodarki. Najpierw do Indii i Chin - krajów z tanią siłą roboczą - zaczęła wędrować produkcja: wielkie fabryki i montażownie. Potem usługi. Początkowo najprostsze, w rodzaju telefonicznych centrów obsługi klienta. Teraz przyszła kolej na księgowość, zarządzanie zasobami ludzkimi i obsługę transakcji bankowych. Umożliwił to gwałtowny skok w rozwoju informatyki. Przez kilka lat magnesem dla takich inwestycji były Indie - kraj tanich i wykształconych pracowników, do tego mówiących biegle po angielsku. Symbolem globalizacji stało się indyjskie miasto Bangalore. Offshoring był dla indyjskiej gospodarki jak transfuzja świeżej krwi. Dochód narodowy skakał po 10 procent rocznie.

Czy i u nas spełni się ten optymistyczny scenariusz? Niewykluczone. Po wejściu do Unii wielkie korporacje węszące po świecie za niskimi kosztami pracy i podatkami odkrywają pod swoim bokiem polskie eldorado. Część ekspertów stawia na nas jako lokalnego lidera offshoringu w Europie Środkowej.

NIE TYLKO ZA JĘZYKI

Exodus działów księgowych to, przynajmniej dla niewtajemniczonych, spora niespodzianka. Polska przegrała ostatnio rywalizację o kilka prestiżowych inwestycji przemysłowych, choćby w branży samochodowej. Co więc przyciąga działy biznesowego zaplecza? W świecie inwestycji offshoringowych liczą się inne atuty niż stan dróg. Niezbędna jest sprawna komunikacja elektroniczna. Wbrew powszechnej opinii infrastruktura telekomunikacyjna w naszych dużych miastach jest na przyzwoitym poziomie.

Jednak podstawowym atutem jest armia młodych, wykształconych Polaków. W 2001 roku było ich w Polsce 400 tysięcy (w Czechach, na Węgrzech i Słowacji łącznie tylko 50 tysięcy). Potencjalny inwestor ma w kim wybierać. Jeden z rozmówców autorów raportu McKinseya podkreśla: "Ani w Czechach, ani w Indiach nie znajdę 200 absolwentów ekonomii znających nowoczesne systemy księgowe, mówiących dobrze po niemiecku i gotowych do pracy w dwa tygodnie". Takie komplementy serwuje Polakom prestiżowy "Financial Times", gazeta europejskiego biznesu.

Nie brak jednak ostrożnych głosów. - Moim zdaniem atrakcyjność Polski na razie nie rzuca się w oczy. Proszę zwrócić uwagę, że centrów finansowych jest wciąż mało, można je policzyć na palcach - mówi "Przekrojowi" Marcin Jurczak, dyrektor zarządzający usługami księgowymi w firmie doradczej Ernst & Young. - Firmy chętnie przenoszą do Polski produkcję, ale księgowość dopiero zaczynają. - Pierwsze poważne inwestycje, na przykład Philipsa, świadczą raczej o tym, że zaczynamy w tej dziedzinie raczkować.

EUROPA W ALEI POKOJU

Dwa piętra krakowskiego biurowca przy alei Pokoju zajmuje firma Airline Accounting Center. Pod tą niepozorną, niewiele mówiącą nazwą kryje się zależna od Lufthansy spółka prowadząca sprawy księgowe wszystkich europejskich (z wyjątkiem Niemiec) oddziałów znanych niemieckich linii lotniczych.

W biurze, typowym "open space", jest zaskakująco cicho. Wszędzie nowoczesne, płaskie monitory i nikła ilość papierów. Przy stojącym w rogu sali biurku młoda kobieta skanuje faktury. Zerkam bliżej: wystawione na Lufthansę jakieś rachunki hotelowe z Włoch, Hiszpanii.

Obok szafa z typowymi segregatorami na dokumenty. - Wszelkie faktury z oddziałów europejskich Lufthansy trafiają do nas, a my je wprowadzamy do systemu i księgujemy na odpowiednim koncie - tłumaczy szefowa firmy, pani Hedwig Hardtke. Nad niektórymi biurkami widać małe flagi, tu włoska, tam turecka - dla zaznaczenia, którym rynkiem zajmuje się dany zespół. W Polsce łatwiej niż w Indiach o młodych inteligentnych absolwentów mówiących po hiszpańsku, niemiecku i francusku. Na pierwszy rzut oka praca nie wydaje się skomplikowana. - Rzeczywiście, wygląda to bardzo prosto, ale potrzebna jest pełna wiedza, choćby o lokalnych podatkach. Wszyscy pracownicy muszą mieć ukończone studia ekonomiczne i znać angielski.

Centrum istnieje od lutego 2003 roku. Aż 80 procent ze 160 pracowników AAC to absolwenci uczelni krakowskich, wszyscy przed trzydziestką. Ośrodek akademicki to zresztą jeden z głównych powodów, dla których Lufthansa wybrała właśnie Kraków. Drugim są niższe koszty wynajęcia powierzchni biurowej niż na przykład w Warszawie. Ile zarabiają nowocześni księgowi? - Płacimy bliżej górnej granicy w tej branży w Polsce - zdradza Hardtke.

ZA POLSKI SPRYT?

Nic dziwnego. Dobry księgowy był zawsze skarbem dla każdej firmy. Coraz częściej koncerny z Zachodu ściągające do Polski łapią najlepszych: młodych, dynamicznych, świetnie wykształconych i kreatywnych. Flegmatyczni panowie w zarękawkach lub panie siorbiące leniwie herbatę zza stert papierów mają wciąż niezłe szanse w wielu polskich urzędach. Ale nie w firmach offshoringu.

Sylwia Kochanowska z firmy rekrutacyjnej Bigram podkreśla, że polski wizerunek księgowego bardzo się zmienił. - To już nie jest osoba rejestrująca dane, ale współuczestnik zarządzania firmą. Przepisy zmieniają się bardzo szybko, a księgowy musi orientować się w tych zmianach.

Liczy się więc elastyczność, myślenie naprzód. Najwybitniejsi fachowcy to elita elit. Pracownicy znający języki obce i najnowocześniejsze systemy księgowe mogą zarobić brutto nawet 14-15 tysięcy miesięcznie. Emigrujące do Polski firmy księgowości liczą jednak nie tylko na młode wilki. Szukają przede wszystkim "szeregowych", którzy zarobią po kilka tysięcy. I tu jednak muszą na nierównym polskim rynku dokonywać ostrej selekcji kandydatów.

- Słabą stroną wielu księgowych jest wciąż urzędnicza mentalność. Tymczasem oni muszą nie tylko wbić dane do komputera, ale też gdzieś zadzwonić, pokłócić się w obcym języku, zaproponować jakieś usprawnienia - zwraca uwagę Marcin Jurczak.

EFEKT ŚNIEŻNEJ KULI

Z każdym nowym rocznikiem absolwentów polskich uczelni rynek pracy w księgowości może być atrakcyjniejszy dla przybyszów z Unii. Na razie przyciągamy biznesową wagę kogucią - poszczególne departamenty nielicznych firm. Na wielką fabrykę koncerny wydają po 100 milionów dolarów. Obsługa biznesowa pojawiająca się w Polsce wydaje na biuro od 5 do 25 milionów dolarów. Ale i tego nie wolno lekceważyć. "Efekt ekonomiczny tych inwestycji będzie bardzo znaczny. W szerokiej gamie prac informatycznych w bankach, usług związanych z biletami i usług księgowych powstaną tysiące miejsc pracy" - prorokuje "Financial Times".

Kilkaset osób z Łodzi zawdzięcza pracę boomowi na księgowych. Bogdan Rogala, szef Europejskiego Centrum Finansowego koncernu Philips, docenia kwalifikacje i zaangażowanie polskich pracowników. Koncern jest obecny w Polsce od początku lat 90., więc ma spore doświadczenie. Główne zalety Polski to konkurencja, kompetencja i położenie geograficzne. - Przy wyborze lokalizacji centrum zależało nam na bliskości dużego ośrodka akademickiego. Nie bez znaczenia było sąsiedztwo naszej fabryki w Pabianicach.

W łódzkim centrum Philipsa pracuje teraz około 300 osób. W nowym budynku, który powinien powstać w przyszłym roku, zatrudnienie znajdzie docelowo 550 osób. Ponad połowa z tych, którzy już pracują, to dwudziestokilkuletni absolwenci łódzkich uczelni. - Zrzeszenie studentów uczelni ekonomicznych AIESEC uznało nas za najlepszego pracodawcę w 2003 roku - zauważa prezes Rogala. - Nasi pracownicy nie siedzą za biurkiem, mają liczne szkolenia, dużo wyjeżdżają. Utrzymują stały kontakt z zagranicznymi firmami Philipsa. Docelowo będą prowadzić księgowość ponad 100 firm Philipsa w Europie.

Czy eksperymentem Philipsa interesuje się konkurencja? - To naturalne, że inne korporacje nas obserwują - mówi Rogala. - Zwłaszcza te, które nie mają jeszcze w ogóle wydzielonych centrów księgowych. Pochodzą z bardzo różnych branż.

Woli jednak nie zdradzać żadnych nazw. Oddziały księgowe dużych koncernów niespecjalnie dbają o rozgłos. Hedwig Hardtke przywitała mnie pytaniem, skąd wiem o ich firmie. Amerykański gigant General Electric w ogóle nie chciał z nami rozmawiać, jego przedstawiciel oświadczył, że spotkanie z nami byłoby niezgodne z polityką firmy. - Dajemy ludziom pracę, ale nic nie sprzedajemy - tłumaczy Hardtke. - Reklama nie jest nam potrzebna.

Inwestycje offshoringowe dały na razie pracę trzem tysiącom Polaków. Ale w centra offshoringowe w Polsce inwestuje biznesowa ekstraklasa, którą rządzi często instynkt stadny. Przykład jednej udanej inwestycji zachęca zwykle innych. Doświadczył tego Budapeszt, gdzie centrum usług biznesowych zlokalizował brytyjski producent alkoholi Diageo. Koszty w Budapeszcie były wyższe niż w indyjskim Bangalore, ale Brytyjczyków przekonało to, że podobne centra w stolicy Węgier miały już takie amerykańskie koncerny jak Oracle czy General Electric.

Należy pamiętać, że każde nowo stworzone miejsce pracy generuje następne. Najwięcej powstaje ich przy inwestycjach produkcyjnych, które zatrudniają kooperantów. Ale także biuro księgowe ma swoje potrzeby. Dzięki temu pracę mają sprzątaczki, firmy cateringowe, dostawcy materiałów biurowych. Pracownicy centrum Philipsa bardzo często korzystają z usług kurierskich. Do firmy przyjeżdża mnóstwo delegacji, które nakręcają koniunkturę łódzkim hotelarzom. Wpływ inwestycji offshoringowych na spadek bezrobocia jest więc większy, niż się na pierwszy rzut oka może wydawać.

Na razie trudno wybrzydzać, że do Polski ściągają centra księgowo-finansowe i działy zaplecza, a nie działy badawcze i ośrodki decyzyjne wielkich koncernów. To nieprędko się zmieni. Firma konsultingowa Boston Consulting Group przewiduje, że Europa Środkowa długo pozostanie zapleczem usługowym i produkcyjnym. Z trzema milionami bezrobotnych na coraz bardziej globalizującym się rynku pracy nie powinniśmy być wybredni. Także na inwestycjach zaplecza można robić złote interesy. Kilka lat temu Niemcy wyśmiewali Irlandię, nazywając ją "gospodarką call center". Dziś, po długim okresie rewelacyjnego wzrostu, dochód narodowy na głowę mieszkańca jest w Irlandii wyższy niż w Niemczech.

POLSKA IRLANDIA?

Boomu nie będzie, jeśli spoczniemy na laurach, a do poprawienia wciąż jest sporo. Zdaniem Bogdana Rogali Polska ma właśnie swoje pięć minut, bo w ciągu najbliższych trzech, czterech lat europejskie korporacje, które nie mają jeszcze swoich centrów księgowych, będą je zakładać i poszukiwać odpowiednich lokalizacji. - Potrzebne jest stworzenie przyjaznego klimatu dla podobnych inwestycji, wytworzonego wspólnie przez rząd, urzędników, media - uważa Rogala. Druga rzecz to edukacja. - W Polsce ciągle uczy się bardziej ekonomii niż rachunkowości - narzeka Wallace Sadowski, szef centrum księgowego Thomsona. Firma zlokalizowana w sąsiedztwie znanej fabryki telewizorów daje pracę 150 osobom. - Żeby zatrudnić setkę dobrych pracowników, trzeba przerobić cztery tysiące kandydatów - tłumaczy. Jego zdaniem bez zmian w podatkach i systemie edukacji Polska może przegrywać z Węgrami, Czechami i Słowacją. Zwraca też uwagę na konieczność poprawy poziomu znajomości języków.

Jak zachęcić inwestorów, wiedzą Irlandczycy. Tamtejszy klimat sprzyjający biznesowi jest wynikiem długofalowej, wieloletniej strategii: dbałości o przejrzyste prawo, system podatkowy i dobry poziom wykształcenia, szczególnie znajomość języków i technologii informatycznych. - Podstawą "irlandzkiego cudu" są niskie podatki, stabilna polityka finansowa, przewidywalna sytuacja polityczna i wysoka jakość młodej, dynamicznej siły roboczej - mówi "Przekrojowi" Brendon Halpin, dyrektor do spraw mediów w IDA, irlandzkiej agencji rządowej, która od 20 lat przyciąga zagraniczny kapitał. Agencja dba o to, by menedżerowie wielkich koncernów mieli łatwy dostęp do urzędników i mogli szybko załatwiać wszelkie problemy. - W razie potrzeby zapewniamy im niemal z dnia na dzień konsultacje z ministrami, a nawet z premierem - mówi Halpin. Dlatego wielkie koncerny, takie jak Apple, Digital, HP, czują się w Dublinie jak pączki w maśle.

Nasze władze gospodarcze powinny pójść za tym przykładem. Od czego zacząć? - Przede wszystkim trzeba wprowadzić zmiany w kodeksie pracy i zmniejszyć obciążenia podatkowe, które w tej chwili wynoszą 85 procent płacy netto - twierdzi Ireneusz Jabłoński, ekspert z Centrum imienia Adama Smitha. - Zagraniczne przedsiębiorstwa uważnie obserwują i analizują sytuację na potencjalnych rynkach. Jeżeli więc ogłosimy korzystne dla nich zmiany w systemie podatkowym, zostanie to natychmiast zauważone. Nic więcej nie trzeba.

Ze strony Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych sytuacja wygląda krzepiąco: - Ilość zapytań jest tak duża, że praktycznie nie ma potrzeby wychodzenia na zewnątrz - mówi Sebastian Mikosz, wiceprezes PAIiIZ. - W tej chwili uruchomienie w Polsce podobnego centrum rozważa około 20 korporacji, z czego powinna powstać minimum połowa.

W PAIiIZ działa specjalna komórka zajmująca się obsługą takich inwestorów, prezes Mikosz żałuje jednak, że nie ma pod ręką żadnych instrumentów pomocy publicznej. Tymczasem warunki do prowadzenia centrum są bardzo podobne we wszystkich krajach naszego regionu, więc zachęta w postaci pomocy publicznej może być dla inwestora decydująca.

Czy możliwy jest zatem scenariusz marzeń? W miarę cywilizacyjnego awansu i postępów globalizacji Polska staje się magnesem dla centrali wielkich zachodnich firm. Na Zachodzie pozostają tylko korporacyjne "wydmuszki", świecące pustkami siedziby korporacji w Berlinie, Paryżu i Brukseli, gdzie będą obradować i bankietować zarządy korporacji. Ich ośrodki badawcze, centra komunikacji, zaplecze, księgowość, IT i obsługa biznesowa wyemigrują do Polski, Czech i Węgier. Na razie brzmi to wszystko jak bajka. Ale nie musi nią pozostać.

MAX SUSKI, PAWEŁ ŁUBIEŃSKI

JAK ZOSTAĆ DOBRYM KSIĘGOWYM?

 

Zadbaj o wykształcenie. Jak zdradzają pracodawcy, najbardziej doceniane są dyplomy warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej i Akademii Ekonomicznych, zwłaszcza w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie. Jeśli jednak nie ukończyłeś pełnych studiów, nie przejmuj się. Dobrze widziani są licencjaci bez magisterium, którzy od razu celują wyżej - w tytuł MBA (Master of Business Administration) i chcą ukończyć kurs specjalistyczny.

Najbardziej rozpowszechnione są certyfikaty ACCA (Association of Chartered Certified Accountants) i CIMA (The Chartered Institute of Management Accountants). Mając takie papiery, można praktycznie natychmiast dostać pracę w każdym kraju. Żeby je zdobyć, trzeba zdać kilkanaście egzaminów i uczestniczyć w czasochłonnych i kosztownych kursach (kilka całodniowych, nie zawsze weekendowych, szkoleń na każdy egzamin). Przeciętnie cały kurs trwa trzy lata, koszt zdobycia certyfikatów ACCA i CIMA to wydatek rzędu 12-30 tysięcy złotych (cena zależy od stopnia zaawansowania uczestnika kursu). Warto zaliczyć szkolenia z zasad rachunkowości pojedynczych krajów, tzw. GAAP (Generally Accepted Accounting Principles) - przeciętnie zaawansowany kurs kosztuje około 5 tysięcy złotych i jest mile widziany przez pracodawców.

Staraj się o staże podczas studiów, nawet bezpłatne. Nic tak nie wyrabia umiejętności jak praktyka. Jeszcze lepiej, jeśli będzie to staż w ramach stypendium zagranicznego. Takie stypendium to dowód na zdolność przejawiania prywatnej inicjatywy.

Ucz się języków, im więcej, tym lepiej. Angielski jest standardem, ale dobrze jest znać biegle jakiś mniej popularny język. Centra księgowe pracują dla oddziałów firmy-matki zlokalizowanych w różnych krajach. Dlatego przydatny może być nie tylko niemiecki czy włoski, lecz także fiński. Dbaj mniej o certyfikaty językowe, bardziej o autentyczną zdolność swobodnego porozumiewania się.

 

Przydatne adresy:

ACCA: www.accaglobal.com

CIMA: www.cimaglobal.com

Szkolenia: www.bpp.com, http://training.ey.com.pl/

X