Handel to pestka | |||
Źródło: Puls Biznesu | |||
Puls Biznesu, 25 maja 2005 Handel to pestka
Arkadiusz Rusiński siedem lat temu wybrał się na wakacje do Hiszpanii. Wrócił nie tylko z albumem zdjęć i głową pełną wrażeń, ale także z pomysłem na otworzenie firmy. Popularną przekąską na Półwyspie Iberyjskim jest łuskany i prażony słonecznik oraz kukurydza. — U nas to była nowość, pomyślałem więc, że można by sprzedawać je w Polsce — wspomina Rusiński. Dotarł do firmy Son Sanchez — producenta słonecznika, zamówił pierwszy transport do Polski i okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Łubin i... świńskie skórki Na początku Hiszpanie przysłali próbki niemal wszystkich swoich produktów, a jest ich kilkadziesiąt. — Niektórych nawet nie próbowałem sprzedać, bo dostałem na przykład łubin w zalewie i nie chciały tego w Polsce zjeść nawet łabędzie. Podobnie było z popularną u nich przekąską z suszonej świńskiej skóry — sam spróbowałem i wyrzuciłem — mówi Arkadiusz Rusiński. Przebojem na nasz rynek wszedł za to prażony i solony słonecznik. Rusiński zarejestrował działalność gospodarczą i hiszpańskie produkty zaczął sprzedawać jako firma Rico. — Rico po hiszpańsku to dobry, smaczny. Miło brzmi, pomyślałem więc, że będzie to świetna nazwa — opowiada Arkadiusz Rusiński. Wyniki i serwis Produkty Son Sanchez do Polski zaczął sprowadzać pierwszy, z czasem pojawiła się jednak konkurencja. Mimo to dziś Rico ma wyłączność na import produktów Son Sanchez. Jak udało się pokonać konkurentów? — Kluczem były wyniki sprzedaży i serwis — tłumaczy Rusiński. Jego firma sprzedawała najwięcej i okazała się dla Hiszpanów najbardziej wiarygoda. Strategia Rico opiera się na serwisie. Towar z opolskiego magazynu rozwożą wynajęte ciężarówki, ale sam Rusiński każdego klienta odwiedza co najmniej raz na 2 tygodnie, żeby sprawdzić, czy towar w sklepach trzymają na widoku, porządnie ułożony. Odbiorców w całym kraju jest 350 i mogłoby się wydawać, że zapewnienie takiej obsługi wymaga zatrudnienia co najmniej kilku osób. Tymczasem firma Rico to właściciel, stumetrowy magazyn w Opolu, samochód i laptop. — To moje biuro — Rusiński śmieje się, pokazując na dostawczego mercedesa. Unia pomogła Zbawienne dla Rico okazało się wstąpienie Polski do UE. — Od zeszłego maja mogłem znacznie obniżyć ceny — tłumaczy Arkadiusz Rusiński. Wcześniej na transporty nałożone było 35-proc. cło. Po wejściu do Unii paczka 125 g słonecznika staniała z 3,40 zł na 2,30 zł. Większe opakowanie — 250 g — wcześniej kosztowało 4,80 zł, teraz jest o złotówkę tańsze. Mimo obniżenia cen nie jest łatwo zdobywać nowych kontrahentów. — Wiele firm traktuje moje produkty jako egzotykę, nie chcą mieć w sklepie czegoś, czego nie są pewni, czy się sprzeda. Szczególnie duże sieci wolą chipsy i cole, bo to pójdzie zawsze — mówi Rusiński. Słonecznik w sądzie Zdobywanie nowych punktów sprzedaży to jednak nie jedyne zmartwienie Arkadiusza Rusińskiego. Od 5 lat trwa jego proces z agencją celną. Kiedy zaczął sprowadzać słonecznik, agencja zastosowała błędną taryfę i przez 2 lata płacił 10-proc. cło. — W pewnym momencie przyszła kontrola i okazało się, że trzeba płacić 35 proc. Kazali zwrócić zaległe cło z odsetkami — wspomina. Chodzi o niebagatelną kwotę — 90 tys. złotych. Firma Rico musiała zapłacić, bo na poczet zaległości zajęty został kolejny transport z Hiszpanii. — Nie zbankrutowałem przez to, ale dotkliwie odczułem tę karę — mówi Rusiński. Pierwszą sprawę w sądzie wygrał, ale sąd drugiej instancji wyrok zakwestionował. — Oni uważają, że ustalono mi niższe cło, bo dogadałem się z urzędnikiem. Błąd polegał na tym, że 10 proc. płaci się za słonecznik, ale paszowy. Mój był prażony solony i ktoś po prostu nie zwrócił uwagi, że to jest różnica — mówi. Teraz Rusiński czeka na kasację wyroku. Za jakieś dwa miesiące okaże się, kto zapłaci za błąd przy ustalaniu stawki celnej. |