Biznes jest prosty | |||||
Źródło: Puls Biznesu | |||||
Puls Biznesu 16 listopada 2005 Biznes jest prosty 16 listopada 2005
W trzy lata zbudował sieć 100 tysięcy sklepów z koszulkami. Gdzie? W internecie. Założenie sklepu trwa 10 minut. Wyposażenie nic nie kosztuje, asortyment pobiera się kliknięciem myszy. Ceny zakupu u producenta są stałe, każdy właściciel sklepu ustala własną marżę. Wystarczy nadać sklepowi nazwę, rozesłać maile z reklamą do znajomych. I zaczynamy zarabianie. Kapitał 0 euro „Biznes jest prosty” – to dewiza Łukasza Gadowskiego, 27 – latka, którego firma Spreadshirt została uznana w Niemczech za jedno z najbardziej innowacyjnych przedsięwzięć 2004 roku. Zaczął ją wcielać w życie jeszcze na studiach w Lipsku. Istniało mnóstwo sklepów internetowych oferujących nadruki na koszulki i inne tekstylia, ale żaden z nich nie realizował pojedynczych zamówień. Łukasz wyczuł niszę i postanowił ją zapełnić. Pozwolił klientowi na zaprojektowanie własnej koszulki za przystępną cene bez ruszania się z domu. — opowiada Marcin Kurek, szef polskiego oddziału Spreadshirt. Jeszcze w lutym 2002 biznesplan Gadowskiego w jednym z konkursów został uznany za nierealistyczny. Kiedy w 2004 Kurek trafił na staż do Spreadshirt, Łukasz dopiero co skończył studia i odwiedzał uczelnie z wykładami na temat własnej działalności. Kiedy spotkałem Łukasza po raz pierwszy w 2004 roku w niczym nie przypominał poważnego businessmana. Chodził w czapeczce baseballowej i kurtce sportowej. Rok temu na uroczystości przyznania mu nagrody Przedsiębiorcy roku 2004 w Saksonii miał już na sobie garnitur — wspomina Marcin Kurek. Pierwsze biuro? Nie było. Gadowski i informatyk Matthias Spiess, którego przekonał do swojej idei, pracowali w mieszkaniach. Kapitał? Raptem tyle, żeby wykupić domenę internetową. Pomysł? Dziś jest wart dziesiątki milionów dolarów. Szablonowy pomysł — Idea z grubsza jest taka: tworzymy szablon sklepu internetowego, zapewniamy towar od sprawdzonych producentów, kilkadziesiąt wzorów i możliwość tworzenia własnych. Właściciel sklepu wybiera produkty z naszej oferty, ładuje na nie grafiki i sprzedaje jako swoje, sam też ustala ich cene — tłumaczy Kurek. Indywidualistów też obowiązuje samoobsługa. W „koszulkomacie” wybierają wzór z galerii, albo importują własny z komputera, decydują czy umieścić go na podkoszulku, kubku, zegarze czy kurtce. Zamawiają, płacą, czekają 4 dni i gotowe. Z takiej koncepcji korzystają fankluby i kluby sportowe (np. Borussia Dortmund), firmy zaopatrujące w ten sposób w firmowe koszulki swoich pracowników (Cofee Bay), zespoły muzyczne (Mandaryna), organizacje (Lekarze bez Granic) a nawet serwis internetowy poświęcony papieżowi. Na początku usługa dostępna była tylko w Niemczech, gdzie firma ma swoją siedzibę. — Potem postawiliśmy wejść na rynki zagraniczne — mówi Marcin Kurek. Co to oznacza w przypadku wirtualnego koncernu? — Pozornie nic trudnego. Wystarczy przetłumaczyć stronę, wykupić domenę w danym kraju, zainwestować w reklamę internetową i linki sponsorowane — podaje receptę Kurek — Tyle że to bardzo żmudna informatyczna robota. Na pierwszy ogień poszła Anglia i Francja, potem Hiszpania, Holandia, Włochy, Norwegia, Szwecja, USA, Rosja, Japonia. Teraz klienci mogą wybrać język i walutę, w którym tworzą sklep. Wygrywa oczywiście euro. Polak w butiku Ale Gadowski stawia teraz na zysk w złotówkach. W kwietniu 2005 roku ruszył Spreadshirt. pl. — Niemieccy partnerzy prędzej spodziewaliby się tu białych niedźwiedzi niż tak ostrej konkurencji — mówi Marcin Kurek, odpowiedzialny za rozwój polskiego oddziału. — Początki we Francji, Hiszpanii były o wiele prostsze, w sieci liczyło się ledwie parę serwisów. U nas działały już dwie podobne do naszej platformy i kilka poważnych sklepów — opowiada Kurek. Ale rynek jest obiecujący, bo Polacy lgną do internetu. W 2004 stałych użytkowników sieci było 7 milionów, w tym roku szacuje się ich na liczbę na 10 milionów. W sklepach Spreadshirt kupują kilkadziesiąt produktów dziennie, a przeciętna wartość zamówienia to ponad 75 złotych. Tort rośnie, ale okazało się, źe zamiast wyrywać sobie kawałek po kawałku, lepiej zjeść go na spółkę. — Zaproponowaliśmy Marcinowi Jagodzińskiemu, właścicielowi największej konkurencyjnej platformy fuzję — mówi Kurek. Spreadshirt kupił butik.pl — czyli 6 000 już istniejących sklepów internetowych. Informatycy pracowali nad przeniesieniem tych sklepów na nasz portal cztery miesiące — oblicza Kurek. Przystosowani Gadowski ma do Polski sentyment. Tu się urodził, zanim razem z rodzicami w latach osiemdziesiątych wyemigrował do Niemiec. — Polski sklep jako jedyny ma formę płatności „za pobraniem”, dostosowaliśmy też galerię wzorów do polskich wymagań i co najważniejsze — koszulki są tańsze niż w innych, zagranicznych oddziałach — twierdzi Marcin Kurek. To działanie z myślą o przyszłości. Do końca 2007 Gadowski planuje przenieść część produkcji koszulek z Lipska do Polski. Pracę ma tu znaleźć nawet 50 osób. Lipsk jest oddalony tylko 200 km od granicy, za którą koszty pracy są wielokrotnie niższe — mówi Gadowski. A do tego największe polskie portale to świetni partnerzy do potencjalnej współpracy. A jeśli ona się uda, polska sieć mocno wciągnie Spreadshirt. Gadowski już myśli o kolejnym przedsięwzięciu — firmie zajmującej się doradztwem w dziedzinie e–commerce.
|