Tekst
Text English
Wideo
Materiały
Literatura
Przypadki
Narzedzia
Testy
Twój biznes
FAQ
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


TWORZENIE NOWEGO BIZNESU

Od pomysłu do wstępnej koncepcji biznesu
Przypadki
 

Poniższe STUDIUM PRZYPADKU jest zaczerpnięte z "Przedsiębiorczość dla ambitnych ...", Aneks. Załaczone arkusze Excel zawierjąa Ewaluator oraz dwie wstępne koncepcje biznesu związane z opisanym przedsięwzięciem.

     


STUDIUM PRZYPADKU
Niniejsze studium przypadku nie dotyczy jednego, konkretnego przedsięwzięcia biznesowego. Jest natomiast swoistą agregacją zdarzeń, które rzeczywiście miały miejsce, ale dotyczyły kilku przedsięwzięć biznesowych. Imiona inicjatorów przedsięwzięcia i nazwy firm są fikcyjne a opisy konkretnych zdarzeń i sytuacji decyzyjnych w sposób istotny zmienione.

 AGAR na dobre i na złe
Jerzy Cieślik, Adam Kostrzewa

1. Spotkanie po latach – wrzesień 2002

To był pomysł i zaproszenie Roberta. Prywatka klasy maturalnej wrocławskiego liceum rocznik 1998 po czterech latach okazała się niezwykle udana. Mieszkanie Roberta trzeszczało w szwach. Owszem spotykali się przelotnie, utrzymywali kontakty, ale tak na prawdę całą klasą spotkali się po raz pierwszy. Wszyscy się przekrzykiwali chcąc wymienić jak najwięcej informacji o sobie. Większość klasy kończyła studia, jednak byli i tacy, którzy już podjęli pracę i założyli rodziny.

Organizatorem i duszą towarzystwa był Robert. Już w szkole średniej miał smykałkę do interesu: kupował i sprzedawał części do komputerów, płyty CD. Teraz studiował marketing i zarządzanie, ale jak wyraźnie dawał do zrozumienia, studia nie pochłaniały mu zbyt wiele czasu bo głównie zajmował się prowadzeniem własnego biznesu. Od dwóch lat z powodzeniem zajmował się importem oryginalnych gatunków przypraw, solonych orzeszków, pestek prażonego słonecznika i podobnego rodzaju specjalistycznych produktów żywnościowych z krajów Europy Zachodniej. Dostarczał je do krajowych sieci delikatesów spożywczych. Własne mieszkanie, nowa Corolla przed blokiem i wystrzałowa narzeczona dumnie obnosząca pierścionek zaręczynowy – to wszystko robiło wrażenie.

Dobrze po trzeciej nad ranem, gdy towarzystwo powoli się wykruszyło, przy stole kuchennym pozostało ich czworo – stara paczka, trzymająca się razem przez cały ogólniak: Robert, Anka, Grzegorz i Adam. Robert postawił na stole „naprawdę ostatnią” butelkę wina. Tematy wspominkowe już się wyczerpały i w sposób naturalny dyskusja skierowała się ku przyszłości. Jeszcze kilka miesięcy, praca magisterska, dyplom i co dalej?

– Słuchajcie, liczy się tylko własny biznes – stanowczo zadeklarował Robert, wyczuwając kierunek myśli pozostałych. – Może byśmy coś razem zrobili? Mam kilka kapitalnych pomysłów, ale sam nie dam rady.

– Mnie stary wierci dziurę w brzuchu już od paru lat – pierwszy odezwał się Grzegorz, który studiował na Politechnice Wrocławskiej.

Ojciec Grzegorza prowadził zakład metalowy założony jeszcze w latach 80, za czasów komuny. Studiował na politechnice, ale po dwóch latach musiał przerwać, gdyż założył rodzinę i trzeba było zarabiać na życie. Uruchomił Zakład Produkcyjno-Usługowy Projmet. W trudnych latach radził sobie zupełnie nieźle wytwarzając ogrodzenia metalowe, bramy i kraty. Ambicja niespełnionego inżyniera popychała go w kierunku bardziej zaawansowanej produkcji. Ponieważ wielkie państwowe molochy nie miały dewiz na zakup części zamiennych do importowanych maszyn, wyspecjalizował się w ich dorabianiu. „Dostarczam element każdej importowanej maszyny w 24 godziny” – to była jego dewiza i nie narzekał na brak zamówień z całego kraju. W szczytowym okresie – w końcu lat 80. – zatrudniał kilkanaście osób, w tym kilku wysokiej klasy tokarzy. Zmiany ustrojowe doprowadziły jednak do spadku zamówień na części zamienne. Wielkie przedsiębiorstwa państwowe albo upadły albo zostały sprywatyzowane, a nowi właściciele nie chcieli już korzystać z usług Projmetu. Natomiast gwałtownie wzrósł popyt na ozdobne ogrodzenia, kraty, bramy i balustrady, gdyż nowa klasa kapitalistów budowała okazałe rezydencje na dużych parcelach.

– Jestem za – niespodziewanie zadeklarowała Anka ku zaskoczeniu pozostałych. Anka wyjechała na studia na Akademię Sztuk Pięknych do Krakowa. W trakcie przedłużonych wakacji wielokrotnie wyjeżdżała do Francji i Włoch, łącząc atrakcje turystyczne z pracą zarobkową. Zaczynała od sprzedawania ręcznie malowanych widoczków zabytkowych budowli i nadmorskich pejzaży, ale ostatnio spędziła kilka miesięcy w renomowanej agencji reklamowej i projektowania graficznego w Paryżu. Przy okazji szlifowała języki, opanowując na przyzwoitym poziomie, oprócz angielskiego, także francuski i włoski. Chęć dokonania istotnej zmiany w życiu miała też inne podłoże – Anka właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem i mimo pełnego przekonania o słuszności podjętej decyzji, ciężko to przeżywała.

– Można spróbować, dlaczego nie – włączył się Adam z nutą refleksji. Adam był gwiazdą ogólniaka, zawsze w czołówce najlepszych uczniów, laureat licznych konkursów i olimpiad. Mając wstęp praktycznie na każdą uczelnię, wybrał historię na Uniwersytecie Warszawskim, ulegając pasji studiów nad kulturą antyczną. Jako drugi kierunek studiował równolegle filozofię.

– O tej porze nic już nie wymyślimy – stwierdził Robert pod wpływem narzeczonej, która dawała mu znaki, że pora kończyć imprezę. – Mamy jeszcze dwa tygodnie do rozpoczęcia semestru, wszyscy jesteśmy na miejscu, więc spróbujmy wykorzystać ten czas. Proponuję ponownie spotkanie w tej sprawie za tydzień.

2. Biznes, ale jaki?

– Słuchajcie, jest fantastyczny biznes do zrobienia – rozpoczął spotkanie, tym razem tylko we czwórkę, Robert. – Podczas ostatniego wyjazdu biznesowego do Grecji, poznałem kilku poważnych Greków, właścicieli plantacji ananasów i brzoskwiń, oferujących owoce w puszkach. W Polsce popyt na te produkty bardzo szybko rośnie. Po wejściu Polski do Unii, zniesieniu ceł może być bonanza.

– Oni chcą rozkręcić interes na wielką skalę. Potrzebują dystrybutora na całą Polskę. Dostarczalibyśmy towar głównie do supermarketów, duże partie, żadnego wożenia po kilka paczek do małych sklepików, no i duże, bardzo duże pieniądze – zakończył mocnym akcentem Robert.

– Jestem za – zadeklarowała Anka. – Tylko, w jakim języku można się dogadać z tymi Grekami?
– Nie ma problemu – mówią nieźle po angielsku zadeklarował Robert.

Myślę, że przy takiej kluczowej decyzji powinniśmy najpierw ustalić, jakie alternatywne warianty mamy do dyspozycji, a następnie wybrać najlepszy – wtrącił się Adam – tak przynajmniej podpowiada logika.

Logika logiką, a zarabianie pieniędzy to coś innego – odparował Robert. – Trzeba chwytać nadarzającą się okazję, bo konkurencja nie śpi. Myślisz, że taki biznes będzie czekał łaskawie, aż się nim kiedyś zajmiemy?

– No tak, ale trzeba spojrzeć szerzej. Ja, przykładowo, muszę rozpatrzyć możliwości związane z firmą ojca – włączył się Grzegorz. – Ojciec czeka, że po studiach wrócę i razem rozkręcimy firmę. Była okazja dokupienia działki obok Projmetu za niewielkie pieniądze, więc to zrobił. Ostatnio załatwił w gminie zmianę przeznaczenie tej działki na działalność produkcyjną. Są więc warunki do rozwoju.

– Nie znam się na biznesie – ponownie włączył się Adam – ale gdzieś wyczytałem taką oto maksymę, że tylko nieliczne pomysły wytrzymują zderzenie z kartką papieru. Zróbmy tak, niech każdy opisze swój pomysł lub pomysły na jednej kartce papieru. Zobaczmy, czy te nasze pomysły takie zderzenie wytrzymają. Wymienimy je e-mailowo w ciągu najbliższego miesiąca. Wszyscy będziemy, jak zwykle, na Święto Zmarłych we Wrocławiu. Wtedy się spotkamy i podejmiemy konkretną decyzję.

– O.K. choć uważam, że to strata czasu, ale czego się nie robi dla przyjaciół – stwierdził pojednawczo Robert. – W międzyczasie będę jednak kontynuował rozmowy z Grekami. Uważam, że takiej okazji nie można zaprzepaścić.

3. Narodziny AGAR- u

Gdy spotkali się ponownie w pierwszych dniach listopada 2002 roku, nieoczekiwanie inicjatywę przejął spokojny jak dotąd Grzegorz.

– Słuchajcie, jak przejrzałem papiery, to od razu zwróciła moja uwagę jedna rzecz. Zarówno w pomyśle moim jak i Roberta jest jakiś konkret, można to wszystko sobie wyobrazić. Natomiast w przypadku Anki, a zwłaszcza trzech pomysłów Adama to jest – przepraszam koledzy – czysta fantazja. Ojciec mi zawsze powtarzał, że w biznesie trzeba stać twardo na ziemi.

– Gdyby wszyscy tak myśleli, to byśmy nadal ciągnęli ładunki na linach, bo nie byłoby pojazdów kołowych – odciął się Adam.

Czuł jednak, że Grzegorz ma rację. Brakowało mu podstaw z zakresu badania rynku i analizy finansowej. Nigdy wcześniej się nie zetknął z tą problematyką. Ostatnio wszedł nawet do księgarni ekonomicznej i zakupił parę książek na ten temat. Mimo że pierwsze wrażenia z lektury były wręcz odpychające, przyrzekł sobie, że wgryzie się w tę nudną dziedzinę.

– Co chcecie od mojego Parnasu ArtB – zapytała z udawanym wyrzutem Anka.
– Znasz kogoś z otoczenia, kto kupił jakiś obraz albo dzieło sztuki, bo ja nie – szybko zareagował Robert. – A w ogóle to uważam, że tracimy czas koledzy. Rozmawiałem ostatnio telefonicznie z moimi Grekami. Oni są już strasznie napaleni i czekają tylko na sygnał.

– Pomysł Grzegorza też nie jest najgorszy – zwrócił uwagę Adam. – Myślę, że powinniśmy mieć go w odwodzie na wszelki wypadek. Ale zgadzam się, by potraktować priorytetowo biznes z Grekami. Dobrze byłoby jednak rozpracować koncepcję w szczegółach, zrobić kalkulacje i wyliczenia, by mieć pewność, że podjęliśmy przemyślaną decyzję.

– Nie ma sprawy, mam wszystko tu – powiedział Robert kierując wskazujący palec na głowę. – Tylko że moim zdaniem musimy do Nowego Roku zakończyć przygotowania, by od stycznia ruszyć z biznesem.

– Ja też rozpracuję szerzej koncepcję modernizacji Projmetu – zadeklarował Grzegorz. –Obiecałem to zresztą ojcu, a także młodszemu bratu. On też studiuje na politechnice i byłby zainteresowany wejściem w rodzinny biznes. Prześlę wam ją do 15 listopada, bo potem wyjeżdżam na 3 miesiące do Niemiec na praktykę. Promotor mojej pracy dyplomowej załatwił mi ją w laboratoriach dużego koncernu samochodowego w Mannheim. Tam mają takie urządzenia dla testów technologicznych, jakich u nas jeszcze długo nie będzie. Nie mogę zrezygnować z tej szansy. Ale przyjadę na parę dni na Boże Narodzenie i wtedy dogramy wszystko do końca.

– To skorzystajmy z okazji i ustalmy teraz, jak ten nasz biznes będzie wyglądał. Jaka będzie jego nazwa – zaproponowała Anka. – Ja już o tym myślałam i uważam, że nazwa powinna nawiązywać do regionu śródziemnomorskiego. Może Zeus albo Ariadna? Co wy na to?

– Zapomnij o tym dziewczyno – włączył się Robert. Ćwiczyłem to już przy rejestracji własnej działalności gospodarczej. Wszystkie tego typu nazwy są już dawno zajęte. Nawet, jeśli istniejące firmy będą działały w innej branży niż nasza, to powstaje kłopot z domeną. Musimy mieć przecież domenę internetową, to oczywiste.

– To wymyślmy jakąś nazwę – zaproponowała Anka. Jak pracowałam w agencji w Paryżu to mieli tam dział, który zajmował się wyłącznie wyszukiwaniem atrakcyjnych nazw dla nowych produktów i firm. Spróbujmy coś stworzyć z pierwszych liter naszych imion.
– Na przykład GARA – włączył się Adam.
– To nie brzmi dobrze, tak samo jak ARAG, bo kojarzy się z branżą alkoholową – odpowiedziała Anka. – Ja wolałabym na przykład nazwę RAGA. Jest w niej jakaś moc i siła.

– Głównie siła brzmienia mieszanki jamajskiej reggae i hiphopu, bo tak to się to nazywa – nieoczekiwanie wtrącił się Grzegorz. – Mój kumpel słucha tego na okrągło. Zapewniam was jednak, że fani tej muzyki nie gustują w brzoskwiniach z puszki.

– Słuchajcie, mam coś – powiedział Robert, który w trakcie rozmowy uruchomił komputer i podłączył się do Internetu. – Proponuję AGAR. Co prawda domena agar.com.pl jest już zajęta, ale wygląda na to, że agar.pl jest wolna.

– Może być AGAR, brzmi nieźle – zgodziła się Anka.

– W takim razie poproszę od każdego po 30 zł na rejestrację domeny – wyciągnął rękę Robert. – To będzie nasza pierwsza wspólna inwestycja.

4. Nieoczekiwana zmiana koncepcji

– No i co, na podstawie tego co wam przesłałem chyba nie ma wątpliwości, że biznes z Grekami zapowiada się fantastycznie – zapytał zaraz na początku Robert, gdy spotkali się tuż przed Nowym Rokiem.

– Owszem są wątpliwości i to poważne – odparł Adam. – Ostatnio podszkoliłem się w analizie finansowej i zrobiłem prosty model w Excelu. Wynika z niego, że to jest dobry biznes, ale dla kogoś, kto ma wolny 1 mln złotych. Sytuacja jest taka, że Grecy nie wyślą kontenera, zanim nie dostaną na konto 100 procent przedpłaty. Potem są jeszcze koszty transportu, VAT na granicy, a supermarkety płacą za dostawę dopiero po 120 dniach. Tak więc koledzy, w tym biznesie nie zgadza się tzw. cashflow czyli po naszemu kasa. Przecież nie znajdziemy 1 mln złotych – zapytał retorycznie.

– Czyli co, musimy się oprzeć na pomyśle Grzegorza? – zapytała Anka wyraźnie zaskoczona wiedzą Adama z zakresu finansów.

– Zapomnijcie o tym, co wam przesłałem przed wyjazdem – włączył się wyraźnie podniecony Grzegorz, który wrócił na Święta z Niemiec do Wrocławia. – Ten wyjazd na praktykę do Mannheim, to był strzał w dziesiątkę. Po pierwsze, w ciągu 6 tygodni na urządzeniach w laboratorium firmy zrobiłem już większość testów i wynika, że założenia procesu technologicznego, który opracowuję w pracy dyplomowej potwierdziły się. Firma zainteresowała się tą technologią. Powiedzieli, że jak uda mi się uruchomić produkcję, to są gotowi złożyć spore zamówienia na dostawy specjalistycznych podzespołów do ich polskiej filii. Co ciekawe oni bardzo chętnie kooperują z małymi innowacyjnymi firmami na całym świecie, wchodząc z nimi w długofalowe porozumienia. Widzę tu dla nas olbrzymią szansę, ale trzeba zmienić podejście. Tu nie ma mowy o modernizacji Projmetu. To musi być całkowicie nowy biznes.
A więc po 3 miesiącach jesteśmy dokładnie w punkcie wyjścia – wtrącił się Robert. – Słuchajcie, to ja rzuciłem pomysł wspólnego biznesu a teraz pierwszy mówię pas. Chętnie się spotkam z wami towarzysko, wypijemy jakieś piwo czy wino, ale biznesu razem raczej nie zrobimy. Ja uważam, ze biznes to działanie a nie dyskusje, wariantowe analizy, itp. Będę nadal sprowadzał orzeszki i przyprawy, a równolegle wejdę w biznes z Grekami. Może na początek na niewielką skalę a później zobaczymy.

– A ja uważam, że trzeba poważnie potraktować nowy pomysł Grzegorza. To co jest w nim kluczowe, to zbyt zapewniony na wiele lat, co w biznesie nie zdarza się często – odparł Adam.
– Kompletnie się na tym nie znam, ale jestem za – włączyła się Anka.

– Będę trzymał za was kciuki – usiłował załagodzić sytuację Robert, gdy żegnali się życząc sobie szczęśliwego nowego 2003 roku.

5. Urlopowa retrospekcja Adama – lipiec 2006

– Pięknie tu – pomyślał Adam przejeżdżając przez kolejny zalany słońcem nadmorski kurort. To był jego pierwszy dłuższy urlop od czasu, gdy w styczniu 2003 na serio zajęli się przygotowaniem, a potem uruchomieniem biznesu. Wsiadł w samolot do Nicei i tam wynajął kabriolet. To miała być powtórka tury po włoskiej i francuskiej Riwierze, jaką kiedyś przemierzył jeszcze na studiach, ale wtedy podróżował autostopem. Tym razem to on trzymał kierownicę.

Te ostatnie trzy i pól roku to była ciężka harówka. Na początku 2003 roku, Grzegorz wrócił na kilka tygodni do Niemiec, co nie przeszkodziło w przygotowaniu założeń koncepcyjnych i finansowych dla nowego biznesu. Zaletą praktyki w dużym koncernie było to, że Grzegorz miał ułatwione zadanie w zbieraniu informacji o kosztach potrzebnych maszyn i urządzeń. Od potencjalnego kontrahenta uzyskał też istotne wskazówki co do oczekiwanego poziomu cen na podzespoły oraz spodziewanej wielkości zamówień. Te informacje były uzupełniane przez Adama i Ankę o dane dotyczące kosztów prac remontowo-budowlanych, surowców materiałów, robocizny, itp. Istotne znaczenie miała także oferta ojca Grzegorza wydzierżawienia należącej do Projmetu wolnej działki. Jednakże już na etapie wstępnego rozpoznania było jasne, że uruchomienie produkcji na odpowiednią skalę i przy zastosowaniu opracowanej przez Grzegorza technologii, musi wiązać się z posiadaniem środków na starcie w wysokości minimum 500 tys. zł. Tymczasem intensywne poszukiwania w kręgu bliskiej i dalszej rodziny oraz znajomych trójki wspólników pokazały, że każdy z nich może zdobyć maksimum 50 tys. zł czyli razem 150 tys. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania możliwości obniżenia kosztów inwestycji: zakup maszyn używanych zamiast nowych, skorzystanie z możliwości leasingu oraz rozpoczęcie produkcji w pierwszym roku w zaadaptowanej, nieużywanej ostatnio hali Projmetu i przesunięcie budowy nowej hali na następny rok. Takie decyzje rodziły się w bólach, bo Grzegorz ostro przeciwstawiał się wszelkim ograniczeniom programu inwestycyjnego, które mogłyby prowadzić do obniżenia parametrów technologicznych.

Adam, który w międzyczasie wyspecjalizował się w sprawach finansowych, rozpoczął, w poszukiwaniu dodatkowych środków, pertraktacje z kilkoma bankami. Nie przyniosło to jednak żadnych efektów. Bankowcy, odmawiając uprzejmie zapraszali go „za jakieś dwa lata, kiedy już dobrze staniecie na nogach”.

Przełom nastąpił wczesną jesienią, kiedy ojciec Grzegorza zdecydował się poręczyć kredyt bankowy w wysokości 100 tys. złotych z zabezpieczeniem na maszynach i urządzeniach, będących własnością Projmetu. Brakujące 100 tys. złotych zdobyła Anka. Jej wuj – czerstwy pięćdziesięciolatek właśnie niedawno dał się wykupić przez pozostałych wspólników funkcjonującej od 1993 niewielkiej, ale mocno osadzonej na rynku firmy dystrybucyjnej. W kręgach rodzinnych krążyły legendy o wartości transakcji. Gdy w przerwie między kolejną eskapadą jachtową pojawił się w kraju i został zagadnięty przez Ankę, po przejrzeniu dokumentów potrzebował tylko kilku dni na decyzję. OK pożyczę 100 tysięcy na 3 lata, ale musi mi się to opłacać - powiedział. Proponuję WIBOR + 10% i prawdę mówiąc nie widzę tu pola do negocjacji.

Dalej poszło już szybko. Po konsultacji z zaprzyjaźnionym prawnikiem doszli do wniosku, że najlepszą formą będzie spółka z ograniczoną odpowiedzialności. I tak 1 października 2003 roku została zarejestrowana spółka z ograniczoną odpowiedzialnością AGAR, z trzema udziałowcami, z których każdy objął udziały o wartości nominalnej 50 tys. zł.

Najważniejsze, że od początku współpraca między wspólnikami układała się dobrze, a sprzyjał temu naturalny podział obowiązków. Grzegorz całkowicie zajął się technicznymi aspektami produkcji i czuł się w tym jak przysłowiowa ryba w wodzie. Adam stał się fascynatem finansów i rachunkowości i nawet, ślęcząc po nocach, ukończył kurs z analizy finansowej. Dodatkowo jego ogólne przygotowanie i wykształcenie okazało się atutem – ujawniły się jego talenty negocjacyjne w kontaktach z kontrahentami i umiejętności łagodzenia sporów wewnątrz firmy. Stąd jego pozycja „głównego szefa” była oczywista i przez nikogo nie kwestionowana. Anka jak mawiała o sobie była „kobietą do wszystkiego”, zajmując się sprzedażą, promocją, kadrami i całym szeregiem bieżących problemów i spraw, które co rusz pojawiały się w młodej firmie.

Współpraca z głównym kontrahentem – filią niemieckiego koncernu w Polsce – też układała się nieźle. Odbiorcy byli generalnie zadowoleni z jakości podzespołów, stopniowo zwiększając wielkość miesięcznych zamówień. Przy kolejnych zamówieniach twardo zaczęli się domagać obniżki ceny jednostkowej wyrobów. Przy zwiększonej produkcji realizujecie przecież korzyści skali i powinniście się nimi podzielić – argumentowali.

Nieoczekiwanie pojawiły się nowe możliwości zbytu. Podczas krótkiej eskapady do Paryża Anka poznała Rogera, który świeżo po studiach na Harvardzie szykował się do objęcia funkcji szefa operacyjnego średniej wielkości rodzinnej firmy z tradycjami. Okazało się, że firma Rogera ma podobny profil do AGAR-u, specjalizując się w produkcji podzespołów dla francuskich i włoskich koncernów motoryzacyjnych. Po powrocie Anka, podtrzymała kontakt wysyłając ofertę, co nieoczekiwanie zaowocowało niewielkim zamówieniem.

Sam koniec 2004 roku był ważnym egzaminem sprawności finansowej i organizacyjnej firmy. Udało się bowiem w zaplanowanym terminie, kosztem zaciskania pasa i obniżenia do „socjalnego minimum” bieżących wynagrodzeń wspólników, ukończyć budowę nowej hali i przenieść tam produkcję bez większych zakłóceń normalnego rytmu pracy.

Następny rok był już znacznie spokojniejszy, a jednocześnie nastąpiły korzystne zmiany w strukturze sprzedaży. Anka, której wyraźnie doskwierała rola „kobiety do wszystkiego” potraktowała bardzo ambicjonalnie zadanie stworzenia „drugiej nogi” w sprzedaży i odniosła niekwestionowany sukces zdobywając solidne zamówienia z firmy Rogera. Rozpoczęła też samodzielne rozmowy z koncernami włoskimi. W efekcie w końcu 2005 roku sprzedaż eksportowa stanowiła 35% całkowitych obrotów. Adam co prawda narzekał na niskie ceny w kontraktach z firmą Rogera, ale z drugiej strony był zadowolony, bo całkowite uzależnienie AGARu od jednego odbiorcy bardzo mu doskwierało.

Kiedy w lutym 2006 roku Adam przedstawił wspólnikom sprawozdanie finansowe za 2005 rok i prognozę na lata 2006-2008, nikt nie ukrywał satysfakcji. Zaczęli dyskutować o planach dalszego rozwoju, o inwestycjach, a tu największy apetyt przejawiał Grzegorz. Adam musiał go trochę hamować, lecz biorąc pod uwagę możliwość uzyskania dotacji inwestycyjnej ze środków unijnych, też był nastawiony optymistycznie. Adam miał pretensję do siebie, że wcześniej zlekceważył te możliwości, gdyż z informacji prasowych zapamiętał, że większe pieniądze mogą uzyskać firmy z co najmniej 3-letnim stażem. Nie zwrócił uwagi, że ograniczenie to nie dotyczyło firm wykorzystujących zaawansowane technologie o znaczącym potencjale rynkowym.

– Zajmę się tą sprawą w pierwszej kolejności, zaraz po powrocie z urlopu – postanowił Adam. – Tak czy owak w październiku AGAR skończy 3 lata.

W tej refleksji nie mogło zabraknąć mniej przyjemnych wspomnień. Dotyczyły one wielogodzinnej harówki, ciągłego poczucia, że doba ma za mało godzin i obaw o dalsze losy firmy. Bywały ostre spięcia i potyczki z kontrahentami, pracownikami a także w gronie wspólników. Ostatnio wuj Anki coraz częściej zaczął się pojawiać w firmie i interesować jej wynikami. Nie szczędził też rozmaitych rad wspólnikom, udzielanych z pozycji starego wyjadacza biznesu. Niektóre były nawet sensowne, ale Adama denerwowało, że wuj prezentował krytyczne uwagi pod adresem firmy w obecności pracowników. Równocześnie dawał do zrozumienia, że gotów był zamienić pożyczkę na udziały w spółce.

– Musimy go jak najszybciej spłacić, nawet kosztem ograniczenia wynagrodzenia wspólników przez pewien okres – postanowił Adam.

No i ta ostatnia, bardzo nieprzyjemna sprawa z narzeczoną Grzegorza, Renatą, świeżo upieczoną absolwentka wyższej szkoły ekonomicznej. W firmie stopniowo dojrzewała potrzeba zorganizowanie własnej księgowości, zamiast korzystania z usług biura rachunkowego. Dlatego propozycja Grzegorza by zatrudnić Renatę, która miała już doświadczenie księgowe, wydawała się naturalna i oczywista. Anka nie wyrażała sprzeciwu, choć między nią a Renatą wyraźnie nie było dobrej „chemii”. Adam postanowił się przeciwstawić. – To byłoby mieszanie spraw osobistych i rodzinnych ze sprawami biznesowymi, w dłuższej perspektywie niekorzystne dla firmy – argumentował. – Po to właśnie założyliśmy spółkę z o.o. by te sfery rozgraniczyć.

Grzegorz ujął się honorem i wycofał propozycję, ale było jasne, że argumenty Adama nie przekonały go. Co więcej postawa Adama była całkowicie niezrozumiała dla całej rodziny Grzegorza, bowiem w Projmecie zatrudnianie w pierwszej kolejności krewnych i znajomych było praktycznie od początku działalności usankcjonowaną praktyką.

Na moment wróciły przyjemniejsze wspomnienia. Tuż przed wyjazdem na urlop wypłacili sobie po raz pierwszy dywidendę. Nie były to jeszcze wielkie pieniądze, ale wystarczająco duże by poczuć zalety bycia właścicielem firmy i jak by nie było kapitalistą.

6. Nieoczekiwane spotkanie w Cannes

Kabriolet z trudem torował sobie drogę na zatłoczonych uliczkach Cannes. Rozglądając się za dogodnym miejscem do zaparkowania, Adam nagle zauważył na tarasie małej restauracyjki Ankę i Rogera. Sposób, w jaki ze sobą rozmawiali i jak na siebie patrzyli nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do łączącego ich związku. Dla Adama to był szok. Nie ukrywał nigdy sympatii do Anki i wielokrotnie zamierzał coś z tym zrobić, ale wobec natłoku bieżących spraw w firmie ciągle okładał tę sprawę na później.

7. Kto kogo?

Gdy spotkali się w pierwszych dniach września 2003 roku w siedzibie AGARu – trójka wspólników i Roger – napięcie wisiało w powietrzu.

– Przejdę od razu do rzeczy – zagaił Roger. – Jak wiecie ja i Anka od jakiegoś czasu jesteśmy ze sobą. Chcieliśmy was o tym poinformować, ale dopiero wtedy gdy będziemy całkowicie pewni trwałości wzajemnych uczuć. Chcemy was jednak zapewnić, że nie wpłynie to negatywnie na współpracę między naszymi firmami. Wręcz przeciwnie, widzę bardzo dobre perspektywy znaczącego zwiększenia sprzedaży AGARu do naszej firmy.

Adam był dobrze przygotowany i natychmiast przystąpił do kontrataku. Wyciągnął kilka arkuszy z tabelkami i wykresami.

– Sytuacja, o której mówisz Roger, rodzi oczywisty konflikt interesów, który już w tej chwili negatywnie wpływa na sytuację finansową AGARu. Poprosiłem nasze biuro rachunkowe o rozbicie przychodów i kosztów na poszczególne kierunki sprzedaży. Myśleliśmy, że to Niemcy wykorzystują nas, a okazuje się, że rentowność sprzedaży eksportowej do Francji jest znacznie gorsza – w praktyce ledwie wychodzimy na swoje. Tak więc wzrost sprzedaży do twojej firmy będzie oznaczał w praktyce obniżenie rentowności AGARu.

– W tej sytuacji trzeba pójść na radykalne rozwiązanie – kontynuował Adam. – Myślę, że Anka powinna wyjść z firmy i odsprzedać mnie i Grzegorzowi swoje udziały. Wtedy będą podstawy do dalszej współpracy z twoją firmą Roger, ale rzecz jasna na zasadniczo zmienionych warunkach finansowych.

– Co ty na to Grzegorz – zapytała Anka.

Grzegorz czuł się w całej tej sytuacji wyraźnie nieswojo. – Przecież to normalne, że młodzi ludzie mają się ku sobie. Może da się to jakoś zgrabnie ułożyć – myślał.
Ale z drugiej strony argumenty finansowe Adama przemawiały do niego. My tu harujemy, a wychodzi na to, że dokładamy do Francuzów. Aspekt finansowy był dla niego ważny, bo w sierpniu odbyło się huczne wesele z Renatą. Młoda para planowała rychłe powiększenie rodziny, budowę okazałego domu.

– Ja myślę podobnie jak Adam – odpowiedział w końcu Grzegorz.

– Panowie, a skąd weźmiecie pieniądze na wykup moich udziałów – powątpiewająco zapytała Anka. – Trzeba będzie rzecz jasna zrobić porządną wycenę, ale myślę że AGAR jest sporo wart.

Adam zrozumiał teraz, dlaczego Anka, która wręcz alergicznie reagowała na wszelkie dokumenty finansowe, kilka dni wcześniej zażądała z biura rachunkowego kompletu sprawozdań finansowych AGARu od początku działalności.

– Słuchajcie, a ja chciałbym położyć na stół propozycję całkowicie odmiennego rozwiązania zaistniałej sytuacji – włączył się do rozmowy Roger. – Zarząd mojej firmy już od pewnego czasu poważnie rozważa wariant przeniesienia produkcji z Francji do któregoś z krajów Europy Wschodniej. Polska jak najbardziej wchodzi w grę, a AGAR generalnie pasuje do naszego profilu.

– Powiedzcie ile chcecie za AGAR – interesuje nas wyłącznie wykup 100% udziałów.


ZAŁĄCZNIKI
1. Ewaluator pomysłów biznesowych (6 arkuszy pomysłów oraz zestawienie zbiorcze)
2. Wstępna koncepcja biznesu MANDARYN
3. Wstępna koncepcja biznesu PROJMET
4. AGAR biznesplan (wersja bazowa)
a. Część opisowa
b. Część finansowa
5. Sprawozdanie finansowe AGAR Sp. z o.o. na dzień 31 grudnia 2005 roku i prognoza na lata 2005 - 2007
6. Sprawozdanie finansowe AGAR Sp. z o.o. na dzień 31 grudnia 2005 roku i prognoza na lata 2006 - 2008

X