Tekst
Text English
Wideo
Materiały
Literatura
Twój biznes
Powrót

Aktualności
Akademia Leona Koźmińskiego
Jak uruchomić własny biznes
Dr P. Kaczmarek-Kurczak
              Zajęcia z przedmiotu "Jak uruchomić własny biznes" prowadzone w formie konwersatorium z elementami aktywizującymi.
Strona główna / Programy dydaktyczne / Jak uruchomić własny biznes, dr Piotr Kaczmarek-Kurczak / Źródła finansowania / Materiały / Venture Capital to nie jest krótki flirt
Venture Capital to nie jest krótki flirt
Źródło: Puls Biznesu
 

Venture Capital


Venture capital to nie jest krótki flirt
07 czerwca 2004, Puls Biznesu (str. 30)

Marta Nowicka, Jacek Pochłopień
Jacek Siwicki, partner zarządzający Enterprise Investors, szukając inwestycji, zwraca uwagę m.in. na pomysł, ludzi i... strony internetowe.

„PB”: Mamy świetny pomysł na biznes, ale bank nie da nam kredytu — brakuje zabezpieczeń. Pomyśleliśmy o venture capital. Jak się przygotować?
Jacek Siwicki, partner zarządzający w Enterprise Investors: Po pierwsze, należy przeanalizować, czy firma ma potencjał wzrostu. Fundusze venture capital inwestują pod warunkiem, że obroty i wartość przedsiębiorstwa będą wielokrotnie wzrastać. To bardzo istotne, musimy myśleć o perspektywie wyjścia z inwestycji. Jeśli firma ma prognozy wzrostu rzędu np. 10 proc. rocznie, jest to często za mało.

Druga istotna kwestia to skala przedsięwzięcia. Im mniejsza, z tym mniejszą liczbą funduszy będą mogli państwo rozmawiać. Enterprise Investors ma największy dostępny w Polsce fundusz, sięgający 300 mln EUR. Na transakcję możemy wyłożyć od 3-5 mln EUR, do 45 mln EUR. Jeżeli firma zaczyna działalność, raczej powinna poszukać innych instytucji. Business Angels to np. jedna z propozycji dla przedsiębiorców, którzy szukają od kilku do kilkuset tysięcy dolarów.

Jest jeszcze trzecia istotna sprawa, o której trzeba pomyśleć. Do współpracy należy się nastawić zupełnie inaczej niż z bankami czy leasingodawcami. Transakcja jest długoterminowym partnerstwem. To nie krótki flirt, firma bierze ślub. Jeśli przedsiębiorca jest typowym kawalerem, nie powinien się przymierzać do współpracy, bo będzie się w małżeństwie źle czuł. Inwestor to partner, który ma upodobania, preferencje, chce dostawać miesięczne raporty...

Przypuśćmy, że nasza firma ma już historię i odpowiednie obroty. Co powinniśmy przygotować, aby uznał Pan, że nasz projekt jest interesujący? Jak zrobić dobre wrażenie?

— Trzeba spróbować postawić się w sytuacji odbiorcy, zastanowić się, czego druga strona oczekuje. I nie dać się wbić w poradnikową sztampę. Spotykamy kilkuset przedsiębiorców rocznie, realizujemy około 10 inwestycji. Szukamy wyjątkowych ludzi i firm. Moja podstawowa rada dla przedsiębiorców to mówić swoim językiem, nikogo nie grać, nie udawać, nie kłamać, ale jednocześnie próbować coś specjalnego w miarę szybko i precyzyjnie pokazać. Wysłuchamy generalnie każdego, ale jesteśmy w stanie poświęcić godzinę, dwie i staramy się podjąć decyzję, czy warto dalej sobie nawzajem zajmować czas. Należy pamiętać o starej leninowskiej zasadzie, że najważniejsi są ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. Często przedsiębiorcy o tym zapominają. Na stronach internetowych firm czasami znajdują się informacje o produkcie, o rynku etc., a do tego tylko e-mail, numer telefonu. Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej, kim jest przedsiębiorca lub członkowie zarządu.

Przegląda Pan strony internetowe potencjalnych partnerów?

— Tak, bardzo często. Szukamy kandydatów również poprzez internet, zestawienia, listy. Tak było w przypadku Gazel Biznesu, z którymi współpracujemy. Zanim pojedziemy na regionalne spotkanie, przeglądamy informacje.

Fundusze venture capital nie zostały wymyślone jako finansowanie ogólnie dostępne dla przeciętnego przedsiębiorcy. Trzeba próbować się wyróżnić.

Czy zgłaszając się do funduszu powinniśmy mieć firmę w pełni gotową do skoku i wejścia inwestora?

— Z mojego punktu widzenia, najważniejsze jest mentalne przygotowanie — przyjdzie partner, do którego będzie należeć część przedsiębiorstwa, miejsca w radzie nadzorczej, który nie pozwoli samodzielnie i intuicyjnie podejmować decyzji. Poza tym trudno podać receptę. Każdy fundusz ma różne preferencje i przykłada wagę do innych kwestii. Nie ma sensu zgadywać, co tym ludziom będzie pasowało — lepiej przyjść i po prostu sobie pogadać. Nie może to być nastawienie „petent idzie do instytucji”. Na tym trudno jest zbudować biznesowe relacje.

Ilu przedsiębiorców zgłasza się do Enterprise Investors?

— Dostajemy 300-500 propozycji rocznie. Po pierwszej weryfikacji odpada około połowy. W skali roku pracujemy intensywnie nad 30-40 projektami, realizujemy najwyżej 10. Wybieramy najlepszych. Na przestrzeni lat bardzo poprawiła się jakość projektów, które otrzymujemy. Są to naprawdę profesjonalnie przygotowane propozycje.

Czy są jakieś trendy wśród kandydatów, jeśli idzie np. o reprezentowane branże?

— Są pewne mody, ale te przychodzą i odchodzą. Większość przedsiębiorców uważa, że działa w nieciekawej branży i nie ma po co iść do instytucji venture capital, bo te zajmują się IT lub mediami. A to nieprawda. Każdy inwestor ma preferencje, niemniej nie wyklucza żadnej branży. Radzę przedsiębiorcom — bez uprzedzeń, rozważań „zechcą mnie tam czy nie zechcą”. Śmiało — warto się zgłaszać.

Spotkanie z nami to komunikacja dwustronna, partner ma prawo zadawać pytania — z kim będzie kooperował, jakie inwestor ma doświadczenie. Niestety wielu skupia się na tym, że fundusz da kasę, a potem wprowadzi na giełdę, w międzyczasie ułatwi rozmowy z bankami. Ta współpraca jest tymczasem bardzo wszechstronna i — podkreślam — opiera się na absolutnie partnerskich relacjach.

Poza tym nas mniej interesuje to, co firma zrobi jutro czy za tydzień. My pytamy — gdzie chce być za dwa czy pięć lat? I to myślenie długofalowe jest podejściem, które większość funduszy będzie się starała do firm wprowadzać.

Fundusz zainteresował się moją firmą. Czy przyjedzie silna delegacja, która zbada ją od podstaw?

— Rzeczywiście, jak przyjdzie do intensywnych negocjacji, pojawi się tłum: prawnicy, audytorzy, specjaliści od ochrony środowiska. To zwykła inwestycyjna praktyka. Ale podkreślam znaczenie ludzi. Na początku prowadzone są rozmowy na tematy biznesowe, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości firmy. Dopiero później zaczynają się negocjacje, ustalanie, jak będą wyglądać organy spółki, ile kto będzie miał miejsc w zarządzie i w radzie nadzorczej.

Na samym końcu zacznie się ostateczne szczegółowe sprawdzanie firmy — audyt prawny, finansowy czy środowiskowy. To prześwietlanie dotknie również mniej popularnych kwestii, jak np. moralność w biznesie. Zapytamy, jak państwo robicie interesy, czy dajecie łapówki, płacicie pod stołem?

A czemu służą takie pytania?

— Mamy pieniądze najbardziej szacownych instytucji — Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, dużych funduszy emerytalnych, jak Funduszu Emerytalnego Pracowników Stanu Kalifornia. Te instytucje wymagają, aby jakość klientów, z którymi współpracujemy, była najwyższa. Ale nie jest tak, że „kazali nam, to sprawdzamy”. Mamy filozofię inwestowania, zgodnie z którą szukamy ludzi naszego pokroju. Chcemy poznać sposób na biznes i życie. Jeśli ktoś chciałby wziąć od nas kilka milionów euro, żeby za pierwszą transzę kupić Jaguara, to nie jest to ktoś, z kim chcielibyśmy prowadzić firmę.

Ważny jest pomysł na biznes i ludzie, którzy go będą realizować.

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X