Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności


 

Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania
im. Leona Koźmińskiego
Wydział Zarządzania

Zarządzanie międzynarodowe
Dr hab. J. Cieślik

             

Wykład  w semestrze letnim, luty - czerwiec 2008. Terminy patrz zakładki na lewej kolumnie.
Dyżury poniedziałek, g. 14.30 - 16.30, p. B-28

Strona główna / Programy dydaktyczne / Zarządzanie międzynarodowe, Dr hab. Jerzy Cieślik / Analiza praktycznych doświadczeń przedsiębiorczości międzynarodowej / Materiały / Rozkręcili światowy biznes na zwykłych wkrętach
Rozkręcili światowy biznes na zwykłych wkrętach
Źródło: Rzeczpospolita
 
  Ludzie i gospodarka
PRZEMYSŁAW I RADOSŁAW KOELNEROWIE Z powodzeniem rozwijają rodzinne imperium

 
Rozkręcili światowy biznes na zwykłych wkrętach

Kiedy w grę wchodzą duże pieniądze, właściciele Koelnera są do bólu konkretni. Dla nich albo się coś opłaca, albo nie. Albo coś robią, albo tracą czas. Takie podejście nie ułatwia negocjacji biznesowych, ale mimo to rodzinne imperium kierowane przez drugie pokolenie właścicieli szybko się rozrasta.

 

Grupę Koelner, zaliczaną do najbardziej innowacyjnych producentów systemów zamocowań budowlanych w Europie, tworzy obecnie ok. 20 spółek, z czego większość za granicą. Niedługo dołączą kolejne. Prowadzący firmę bracia Przemysław i Radosław szukają już kolejnych okazji do fuzji. Do końca roku ma się zakończyć proces przejęcia giełdowego Śrubeksu, największego w kraju producenta śrub. Dużo wcześniej Koelner kupi spółkę technologiczną w Niemczech.

Na szerokie biznesowe wody wrocławska firma od 25 lat prowadzona przez rodzinę Koelnerów wypłynęła już dużo wcześniej. Szerokim echem odbiło się szczególnie przejęcie pod koniec 2005 roku brytyjskiego Rawlpluga, właściciela najstarszej w branży i znanej na całym świecie marki. - Było to bardzo ważne, ale na pewno nie najważniejsze wydarzenie w historii firmy. Te najważniejsze są jeszcze przed nami - zapowiada prezes Radosław Koelner. - Za parę lat zamierzamy wejść do ścisłej czołówki naszej branży w Europie, z przychodami na poziomie 450 mln euro rocznie - dodaje.

To on jest odpowiedzialny za bieżącą działalność spółki. - Radek uwielbia życie w ciągłym biegu. Wyjazdy na budowy, rozmowy z klientami, ciągłe przebywanie wśród ludzi - mówi o bracie Przemysław Koelner. On sam, starszy od brata o dziesięć lat, spogląda na wszystko z większym dystansem. - Nie mogę zrozumieć ludzi, którzy mówią, że praca jest w ich życiu najważniejsza - przyznaje. Gdyby nie był przedsiębiorcą, na pewno byłby dziś politykiem. Mógłby się w tym zawodzie sprawdzić. Otwarty, rozmowny, mówi z pasją. Radosław sprawia wrażenie pewniej stąpającego po ziemi. Gdyby nie zrobił kariery w biznesie, prawdopodobnie - jak sam mówi - skończyłby jako nauczyciel historii. Wrocławski producent zamocowań budowlanych jest dziś jednak jednym z najprężniejszych polskich przedsiębiorstw, a zarządzanie spółką całkowicie wypełnia czas jej prezesowi. Na początku spotkania planowanego jako długie, Radosław Koelner oznajmia z rozbrajającą szczerością, że może mi poświęcić 20 minut. - Dłużej będzie mógł pan porozmawiać z bratem - usprawiedliwia się.

 

Nie siedzą w marmurach

 

Rozmawiamy w biurze firmy przy ul. Kwidzyńskiej we Wrocławiu. Pierwsze wrażenie po wejściu do gabinetu dzielonego przez braci jest zaskakujące. Nieduży pokój, na oko dwadzieścia kilka metrów kwadratowych. Pod oknem dwa zwyczajne biurka zawalone papierami, przy jednej ścianie przeszklona szafka z kilkoma butelkami dobrego alkoholu, po drugiej stronie kącik do przyjmowania gości - stolik oraz kanapa z dwoma fotelami w żywym czerwonym kolorze niepasującym do reszty nijakiego wnętrza. Gołe ściany, na podłodze wykładzina. Kiedyś była to salka konferencyjna. Dziś pracują tu na co dzień prezes i przewodniczący rady nadzorczej spółki, której wartość analitycy Domu Maklerskiego BZ WBK szacują na 2,1 mld zł. - W porządnych warunkach mają w naszej firmie pracować ludzie, którzy wypracowują zyski. My mamy załatwiać sprawy, a nie przesiadywać w marmurach - wyjaśnia Przemysław Koelner. Takie podejście chyba się sprawdza. Zysk netto Koelnera wyniósł w ubiegłym roku prawie 42 mln zł przy przychodach na poziomie 430 mln zł.

- Mimo że zarobili duże pieniądze i stworzyli od zera duże przedsiębiorstwo, woda sodowa nie uderzyła im do głowy - twierdzi Nikodem Bernacki, prezes Śrubeksu, który w najbliższych miesiącach ma zostać przez Koelnera wchłonięty.

Wrocławska firma jest liderem rodzimego rynku zamocowań budowlanych, którego wartość znacznie przekracza 1,5 mld zł - ma w nim ponad 20-proc. udział. Przejmowany właśnie Śrubex ma uzupełnić jego ofertę towarową. Dziś spółka kontroluje już ponad jedną trzecią akcji producenta śrub z Łańcuta. - Właściciele Koelnera to dynamiczni i agresywnie działający w biznesie panowie. Uważam to za pozytywną cechę - mówi szef Śrubeksu. Dodaje jednak, że w negocjacjach, poza ogólną wizją sytuacji po fuzji, brakuje mu konkretów. - Nie możemy rekomendować naszym akcjonariuszom planów połączenia, bo szczegółów nie znamy. Chociaż Śrubex na pewno sporo może zyskać - podkreśla Bernacki.

Pieniądze na inwestycje firma zdobywa przez giełdę. Z pierwszej emisji akcji pod koniec 2004 roku pozyskała 70 mln zł, zakończona niedawno oferta zapewniła ponad 82 mln zł. Pomogą one sfinansować przejęcia, ale też inwestycje w spółce, zaplanowane już na następne dwa lata. Łącznie Koelner zamierza zainwestować w tym czasie ponad 130 mln zł.

 

Anglistka przy wtryskarce

 

Początki przedsiębiorstwa były skromne. Bracia śmieją się, że ich rodziców do rozpoczęcia działalności gospodarczej zmusiła, paradoksalnie, władza ludowa. Po wprowadzeniu stanu wojennego na rodzinę spadają kolejne ciosy: Przemek, wtedy student Politechniki Wrocławskiej, zostaje internowany, ojciec Antoni, głowa rodziny, traci stanowisko dyrektora Banku Spółdzielczego Rzemiosła. Niedługo potem przełożeni "nakłaniają" do odejścia z pracy Krystynę Koelner, nauczycielkę angielskiego w jednym z wrocławskich liceów.

Przemek wraca do domu w maju 1982 r. W pralni stoi już wtedy stara wtryskarka, którą ojciec kupił za kilka tysięcy pożyczonych dolarów. Wymagało to nie lada odwagi - miesięczna pensja dyrektora banku wynosiła wtedy ok. 40 dol. - Kwota jak na owe czasy była bardzo duża. Ojciec przez prawie rok żył w ciągłym stresie. W 1983 r., kiedy w biznesie się coś ruszyło, zaczął spłacać długi. Ale w tym samym czasie dostał wylewu i zmarł. Mama była do tej sytuacji zupełnie nieprzygotowana - wspomina młodszy z braci.

Świetnie znała się na literaturze angielskiej, ale nie na zarządzaniu przedsiębiorstwem. Uczyła się więc wszystkiego na bieżąco. Takie podejście do biznesu zaszczepiła też synom. - Tylko praktyka może być kluczem do sukcesu. Nie mam biznesowych wzorców, nie zaczytuję się w poradnikach pisanych przez znanych menedżerów - deklaruje prezes Radosław Koelner.

Mimo że był wtedy nastolatkiem, dobrze pamięta pionierskie lata 80. Krystyna Koelner, kobieta drobnej budowy, zupełnie nie pasowała do środowiska wytrawnych rzemieślników, cwanych, znających układy i mających dojścia. Uczenie się biznesu na błędach musiało oznaczać wpadki. - Pamiętam taką sytuację: za zarobione w Anglii pieniądze mama chciała zrobić zapas tworzywa do produkcji. Udało jej się dostać je w Peweksie. Przez pomyłkę kupiła jednak nie to, którego potrzebowaliśmy. Pojechaliśmy oddać lub zamienić tworzywo, ale od sprzedawcy usłyszeliśmy tylko: Widziały gały, co brały - wspomina młodszy z braci.

Inna sytuacja. Ze spółdzielni rzemieślniczej, do której musiała należeć, Krystyna Koelner otrzymywała określony przydział tworzywa. Często nie takiego, jakie było jej potrzebne. Plusem spółdzielni była jednak możliwość zamiany z innym rzemieślnikiem z okolicy. Przemysław Koelner pamięta taką wymianę: - Spotkaliśmy się z człowiekiem, który był dumny z tego, że nie skończył nawet zawodówki, a zarabia wielką kasę. Po wymianie mama załadowała worek z tworzywem na mój rower. Facet nie wytrzymał i rechocząc, wypalił: Nie chciało się nosić teczki, trzeba nosić woreczki!

Krystynie Koelner, przy wtryskarce recytującej dla przyjemności poezję angielską, nie mogło być w takim towarzystwie łatwo. Ale wytrzymała. I chociaż stery przedsiębiorstwa oddała w ręce synów już w 2000 roku, nadal aktywnie w nim działa. Odpowiada za rekrutację pracowników, którzy nazywają ją królową matką. Bez złośliwości. - To kobieta anioł. Na wylot zna firmę oraz ludzi, którzy w niej pracują. Interesuje się ich codziennymi problemami - mówi jeden z młodych pracowników.

 

Ceniony pracodawca

 

Koelner jest nie tylko jednym z największych, ale też cenionych pracodawców we Wrocławiu. W dużej mierze ze względu na świetne relacje, jakie kierownictwo firmy potrafi utrzymać z załogą. - Jeśli ktoś traktuje pracownika jak wyrobnika, to jest niemądry. Źle traktowani pracownicy nie dadzą firmie zarobić - mówi Radosław Koelner. Dzięki temu firma może się chwalić, że nie ma problemów ze znalezieniem chętnych do pracy. - Od wejścia do Unii spośród naszych pracowników do pracy za granicę wyjechało może 10, 15 osób. Z tego cztery już wróciły - dodaje Przemysław Koelner.

W 1987 r. firma rezygnuje z większości produkcji, koncentrując się na kołkach rozporowych. Według braci to pierwsza z kilku decyzji, które w największym stopniu wpłynęły na rozwój spółki. Na początku lat 90. w ofercie pojawiają się nowoczesne mocowania sprowadzane z zagranicy. Parę lat później dochodzi do kolejnego przełomu: rozszerzenia i unowocześnienia produkcji dzięki wykorzystaniu przepisów promujących zatrudnianie niepełnosprawnych (w Koelnerze do dziś pracuje ich 74). Spółka wytwarza już jednak wyłącznie kołki i wkręty. Jako zakład pracy chronionej nie płaci podatków, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze w całości inwestuje.

W samym Wrocławiu w ciągu ostatnich siedmiu lat firma zainwestowała ok. 450 mln zł. Jest więc świetnie znana Pawłowi Panczyjowi, szefowi Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej odpowiedzialnej za przyciąganie do miasta inwestycji. - Przemysław Koelner to klasyczny self-made-man. Wesoły, rubaszny, różni się od szefów zachodnich korporacji - mówi Panczyj. Podkreśla rosnące zaangażowanie firmy w imprezy charytatywne i promocję sportu w mieście. Koelner finansuje młodzieżowy klub koszykarski, w którym grają dzieci z ponad 60 szkół podstawowych i kilku gimnazjów. Ma dla nich zbudować halę sportową. - Obliczyłem, że spłata kredytu i utrzymanie sali będzie mnie kosztowało mniej niż wynajem miejsca na treningi. Próbuję udowodnić, że sport młodzieżowy można zorganizować w ten sposób, żeby na siebie zarabiał - opowiada Przemysław Koelner. Grunt już jest, dobra wola miejskich urzędników również, ale procedury i tak niemiłosiernie się wloką. Mimo to na tej samej działce zamierza zbudować jeszcze szkołę międzynarodową. - W związku z napływem nowych inwestycji do Wrocławia, przede wszystkim koreańskich, jest duże zapotrzebowanie na taką placówkę - ocenia Panczyj.

Jednym z najważniejszych i najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii firmy była powódź stulecia w lipcu 1997 r. W okolicach zakładu woda miała nie sięgać wyżej niż 20 cm. Nie brzmiało to przerażająco, ale bracia przygotowania wzięli na poważnie. Wszystko, co miało jakąś wartość, wywieziono albo "podniesiono" o 50 - 60 cm nad poziom gruntu. Fala powodziowa jednak zaskoczyła. W fabryce i biurach Koelnera woda zatopiła wszystko do wysokości dwóch metrów. Do ostatniej chwili bracia z grupą pracowników próbowali ratować, co się dało: dokumenty, sprzęt biurowy, mniejsze maszyny. - W efekcie wiele godzin spędziliśmy na dachu naszej siedziby, czekajac na ratunek. Mieliśmy chwilę na zastanowienie. Od tego czasu wiemy, że nie da się wszystkiego przewidzieć - mówi Przemysław Koelner.

Kiedy opadła woda i emocje, przyszedł czas na liczenie strat. Okazały się niespodziewanie niskie - 1,5 mln zł. Koelner miał szczęście w nieszczęściu. Maszyny były ubezpieczone, dzięki czemu przy okazji wymieniono je na nowsze.

- Powódź czy wojna na szczęście się kończą, potem przychodzi czas odbudowy. Dla nas korzystny, bo ludzie kupują materiały budowlane - mówi szef rady nadzorczej Koelnera. Wyniki spółki cały czas potwierdzają, że szefowie firmy potrafią wykorzystać do jej rozwoju nawet najbardziej nieprzyjazne okoliczności.

ANDRZEJ KRAKOWIAK


Grupa Koelner*
  • Przychody > 428,4MLN ZŁ
  • Zysk netto > 41,8 MLN ZŁ
  • Zatrudnienie > OK. 1 TYS. OSÓB

 

*dane za 2006 rok


Zbliżenie

Legendą branży zamocowań budowlanych jest Grupa Würth. Od 1954 r. kieruje nią Reinhold Würth, którego ojciec założył spółkę w 1945 r. W ciągu kilkudziesięciu lat zmienił malutkie, rodzinne przedsięwzięcie w globalny koncern, którego przychody przekroczyły w ubiegłym roku 7,7 mld euro. Grupa Würth zatrudnia na całym świecie prawie 55 tys. osób. Niemiecki gigant produkuje dziś m.in. różne rodzaje elementów złącznych, narzędzia i produkty do obróbki skrawaniem. W ubiegłym roku Reinhold Würth wycofał się z aktywnego zarządzania firmą, przekazując stery córce Bettinie. Pasją biznesmena, którego majątek magazyn "Forbes" szacuje na 9 mld dol., jest sztuka. Od lat 60. gromadzi kolekcję obrazów i rzeźb, obejmującą m.in. prace Edvarda Muncha, Pabla Picassa i Alfreda Hrdlicka.



http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070330/ekonomia/ekonomia_a_31.html

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X