Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności


 

Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania
im. Leona Koźmińskiego
Wydział Zarządzania

Zarządzanie międzynarodowe
Dr hab. J. Cieślik

             

Wykład  w semestrze letnim, luty - czerwiec 2008. Terminy patrz zakładki na lewej kolumnie.
Dyżury poniedziałek, g. 14.30 - 16.30, p. B-28

Strona główna / Programy dydaktyczne / Zarządzanie międzynarodowe, Dr hab. Jerzy Cieślik / Analiza praktycznych doświadczeń przedsiębiorczości międzynarodowej / Materiały / Atak wiesiołkiem
Atak wiesiołkiem
Źródło: Polityka
 

POLITYKA nr 17(2449) 2004

Atak wiesiołkiem

Mamy towary, które już są przebojami na unijnym rynku - na przykład naturalne leki

Mamy towary, które już stają się przebojami na unijnym rynku. Choćby naturalne leki i lecznicza żywność.

JOANNA SOLSKA

Na aronoxie, świetnym naturalnym wymiataczu wolnych rodników (powodują raka), pierwsi poznali się Japończycy. Zamierzają go także kupować Niemcy i targują się właśnie, ale nie o cenę. Chcą sprzedawać go pod własną marką. Marek Serafiński, wiceprezes Agropharmu w Tuszynie pod Łodzią, nie zamierza jednak ustąpić.

– Najwyższa pora zacząć lansować na świecie Agropharm, bo przecież takich światowych przebojów już teraz mamy kilka – zapewnia Serafiński. Należy do nich oeparol, czyli olej z wiesiołka, najdroższy na aptecznych półkach, wypełnionych przez wiesiołkowe olejki konkurentów.

Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska, mówi, że mimo ceny popyt na polski oeparol przewyższa podaż. Jego wysokiej jakości wytwórca pilnuje od samego początku.

Agropharm ma własne plantacje, na których rośnie oryginalna firmowa odmiana tego chwastu. Z jego ziaren jako jedyny na świecie tłoczy olej na zimno. Metoda jest mało efektywna, gdyż sporo oleju pozostaje w makuchach, które plantatorzy wiesiołka chętnie zabierają z powrotem na paszę. Ale to właśnie dzięki niej produkt osiąga najwyższą jakość, nieporównywalną z produktami konkurentów. Dlatego też może być sporo droższy. Na razie kupują go zamożniejsi. Niedawno aż dziewięć ton polskiego oleju z wiesiołka, doskonale leczącego m.in. stany zapalne i różnego rodzaju egzemy, pojechało do Danii. Wkrótce będą go u siebie sprzedawać także Szwedzi, którzy z wpuszczeniem oeparolu na własny rynek nie chcieli czekać do rozszerzenia Unii, gdy znikną uciążliwe bariery związane z rejestracją. Od maja przed wiesiołkiem otwierają się apteki dwudziestu pięciu krajów zjednoczonej Europy. Agropharm tylko na to czeka.

Cis leczy raka

Polski Agropharm nie zamierza kopać się z koniem, czyli wchodzić w drogę wielkim międzynarodowym koncernom farmaceutycznym. Usadowił się w niszy, jaką są leki z substancji naturalnych. Pilnuje ich, zanim jeszcze wykiełkują na polu. Do ekspansji na unijnym rynku przygotowywał się między innymi dokupując ziemi. Teraz ma kilkaset hektarów i obsiewa ją nie tylko wiesiołkiem. Sadzi także cisy.

Cis leczy raka. Jedyny naturalny i bardzo skuteczny lek na raka sutka i jajników robi się właśnie z tego drzewa – zapewnia Marek Serafiński. Światowy rynek na taxol (tak się nazywa ten lek) jest dziś wart dwanaście miliardów dolarów i raczej nie będzie się kurczył. Żeby jednak wyprodukować jedną dwugramową dawkę leczniczą taxolu, trzeba wyciąć dwa czterechsetletnie cisy. Rządy wielu krajów wystraszyły się, że zrozpaczeni ludzie zniszczą cisy na ziemi i zakazały wycinania tego gatunku.

Naukowcy jednak wkrótce odkryli, że podobne właściwości lecznicze ma nie tylko kora cisa, ale także jego igły. I że w dodatku cis uwielbia strzyżenie, ponieważ odrasta po nim jeszcze bujniejszy. Agropharm ma już milion drzewek, a powiększał swoją plantację czekając nie tylko na Unię, ale i na to, żeby taxol opatentowany przez dwa światowe koncerny stał się generykiem. Patent rzeczywiście wygasł i antyrakowy lek może już robić każdy, kto to potrafi.

– Od roku taxol produkuje trzecia firma, tym razem na Dalekim Wschodzie – Serafiński jest bardzo tajemniczy i więcej nie powie. Najwyraźniej boi się, że jakiś konkurent może zacząć się umizgać do jego partnera. Agropharm bowiem opracował własną oryginalną technologię przerobu igieł z cisa na bakatyny. Ten półsurowiec dostarcza właśnie kooperantowi na Dalekim Wschodzie, który z kolei robi z niego taxol.

 

Produkcja leków z substancji naturalnych jest niszą, w której może zarabiać jeszcze co najmniej kilku polskich producentów. – Mamy dobry przemysł zielarski – zapewnia Irena Rej. – Śmiało możemy konkurować z Niemcami, zaś inne kraje unijne takiej produkcji w ogóle nie mają. Ich plantacje byłyby za bardzo zanieczyszczone chemią. Natomiast lekarze na całym świecie zdają już sobie sprawę z tego, że zbyt często aplikują chorym antybiotyki. Przy lżejszych przeziębieniach, gdy nie występuje bardzo wysoka gorączka, Europejczycy chętniej zaczną się kurować polskimi syropami ziołowymi, choćby z Herbapolu w Krakowie czy poznańskiej Klęki.

Coraz częściej aplikujemy też sobie środki uspokajające. Nierzadko nawet nie czytając dołączonych ulotek, które ostrzegają, że nie powinno się po ich zażyciu prowadzić samochodu. Tymczasem nie ma takich przeciwwskazań, jeśli zażywa się środki ziołowe. – Nasze Herbapole także oferują je w bogatym wyborze – zapewnia Irena Rej.

Kozieradka odchudza

Inną niszą, w której wiele pieniędzy zarabiają na razie przede wszystkim niemieckie firmy, są słodycze dla diabetyków. Chore na cukrzycę łasuchy, które nie potrafią sobie odmówić słodyczy, zajadają się chałwami i czekoladami dla diabetyków. I czują się rozgrzeszone, skoro nie zawierają one cukru. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia nie pała do tych słodyczy entuzjazmem. Mają sporo kalorii i wcale nie są tak dobre dla chorych, jak im się wydaje. Wielkim problemem cukrzyków jest właśnie tusza, a tej słodycze z pewnością nie zredukują.

Na razie zamiast słodyczy chorzy na cukrzycę dostali właśnie polski specyfik, który pomoże im schudnąć. To Fito Slim Forte, produkowany przez Dagomed. Swoim pacjentom zaleca go prof. Ida Kinalska, endokrynolog, a również członek Zarządu Głównego Towarzystwa Walki z Otyłością.

Ludzie otyli, którzy powinni zrzucić zbędne kilogramy, nie zaczynają od wizyty u lekarza, ale w aptece lub w sklepie z tzw. zdrową żywnością. Tam półki uginają się pod cudownymi specyfikami, których producenci zapewniają – im więcej zjesz, tym szybciej schudniesz. Niektóre z nich bywają po kilku latach wycofywane, jak znany specyfik powodujący zaburzenia rytmu serca. Inne mają przykre działania uboczne, na przykład utratę kontroli nad własnym przewodem pokarmowym.

Prof. Ida Kinalska najpierw odziera pacjenta ze złudzeń mówiąc, że nie ma cudownych pigułek na schudnięcie. Pozbawia wiary, jaką wcześniej dały mu ulotki, że będzie jeść dużo, a mimo to zgubi wagę. Potem jednak zapala światełko w tunelu.

– Można przy pomocy lekarza spróbować nieco oszukać własną przemianę materii – zapewnia prof. Kinalska. Najpierw trzeba wspólnie ustalić dietę (wcale nie morderczą), a po zakończeniu kuracji nie wracać do złych nawyków. Potem uwierzyć, że to nie musi być i nie będzie głodówka.

Z badań prof. Kinalskiej wynika, że polski Fito Slim Forte jest skuteczny, bo obniża poziom cukru w organizmie. Na tym polega nowość odchudzacza – obniżenie poziomu cukru przynosi poczucie sytości. Specyfik nie ma niepożądanych skutków ubocznych, dodaje natomiast energii, co dla łatwo męczących się cukrzyków jest bardzo istotne.

 

Tajemnica Fito Slim Forte tkwi w kozieradce, roślinie chętnie używanej przez producentów serów we Francji. Była stosowana w medycynie ludowej, ale powodowała nieprzyjemny zapach ciała. Żeby jednak schudnąć za pomocą kozieradki, trzeba by ją zjadać w wielkich ilościach. Wymyślenie przez polską firmę odchudzacza stało się możliwe dopiero wtedy, gdy jeden z wielkich producentów światowych zaoferował ją jako surowiec w formie skoncentrowanej i pozbawionej nieprzyjemnego zapachu. Prof. Ida Kinalska przekonana jest, że teraz Fito Slim Forte zacznie odchudzać także innych Europejczyków, niekoniecznie chorych na cukrzycę.

Antyzawałowe mleko

Dla większości Polaków cena żywności jest ciągle ważniejsza niż jej jakość. Z drugiej strony rośnie grupa ludzi, którzy na zapas troszczą się o własną kondycję i zdrowie. To otwiera nowe pole działań dla producentów. Wraz z zamożnością społeczeństwa liczba ostrożnych będzie rosła.

 

Zakłady Mlekpol w Grajewie – dwa miliony litrów mleka dziennie (fot. Leszek Zych)

 

 

Prof. Julian Gaweł z Instytutu Mleczarstwa ma nadzieję, że osoby uboższe też w końcu zaczną prowadzić inną kalkulację. Dziś kupują tanią żywność, a potem słono płacą za leki. Na pewno taniej od razu zdrowo się odżywiać. Profesor wie, że naukowcy z jego instytutu ścigają się z Włochami i Francuzami już nie na patenty (bo te są gotowe), ale który kraj wprowadzi je na skalę przemysłową i zarzuci sklepy „antyzawałowym mlekiem, serkami i jogurtami”. Smakują tak samo jak tradycyjne, zawierające sporo masła (i niestety cholesterolu). Nowe produkty tej zasadniczej wady już na szczęście nie mają. Tego typu nowinki pojawiły się właśnie w USA i w Japonii. Będą też i u nas.

Pomysł polega na tym, żeby mleko wzbogacić kwasami wielonienasyconymi, pochodzącymi z ryb atlantyckich. Taka mieszanka oczywiście nie może pachnieć rybą. Prof. Gaweł zapewnia, że to się już udało. Instytut – wspólnie ze spółdzielnią mleczarską Sudowia w Suwałkach – kończy właśnie próby przemysłowe. Serki, jogurty czy mleko obniżające poziom cholesterolu powinny pojawić się na półkach sklepowych w czerwcu.

 

– Cena wzbogaconego opakowania jogurtu nie powinna być wyższa niż o 30–50 gr w porównaniu z dotychczasową – przypuszcza prof. Julian Gaweł. Instytutowi bardzo zależy na czasie. Ten, kto pierwszy zacznie na masową skalę produkować wzbogacone produkty mleczne, zgarnie premię nowości. Albo więc my zalejemy sąsiadów „antyzawałowym mlekiem”, albo oni nas.

Ochota podbicia unijnego rynku kierowała też Mlekpolem w Grajewie, który rósł w siłę, łącząc się z innymi spółdzielniami mleczarskimi z Podlasia, Warmii i Mazur. – Dziś Mlekpol każdego dnia przerabia ponad dwa miliony litrów mleka – chwali się prezes Edmund Borawski. Już teraz, mimo utrudnionego dostępu do unijnego rynku, spółdzielnia eksportuje jedną trzecią produkcji. Od maja polskie mleko Łaciate ma płynąć na Zachód jeszcze szerszą strugą.

Prezes Borawski zdaje sobie sprawę, że z czasem ceny mleka w Polsce i UE się wyrównają i niższa cena przestanie być jego atutem. A jeśli Mlekpol chce się liczyć w Polsce i na świecie, to musi mieć towar na wszystkich półkach, na tej najwyższej także. Spółdzielnia skupuje mleko z najczyściejszych regionów w Polsce, więc jego przetworom najbliżej do uzyskania miana ekologicznych. Żeby jednak zdobyć wszystkie potrzebne certyfikaty, sporo jeszcze trzeba zainwestować.

Polskie firmy z trudem spełniają ostre normy sanitarne obowiązujące w UE przy produkcji żywności. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia chciałaby, żeby goniąc za czystością nie zgubiły tradycyjnych polskich smaków. Żywność unijna, choć produkowana sterylnie, bywa bowiem niesmaczna; polska smakuje o wiele lepiej. Jeśli uda nam się połączyć higienę z jakością, możemy zawojować europejskie rynki. Pierwszy krok został zrobiony, bo eksport żywności wyraźnie rośnie.

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X