Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności


 

Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania
im. Leona Koźmińskiego
Wydział Zarządzania

Zarządzanie międzynarodowe
Dr hab. J. Cieślik

             

Wykład  w semestrze letnim, luty - czerwiec 2008. Terminy patrz zakładki na lewej kolumnie.
Dyżury poniedziałek, g. 14.30 - 16.30, p. B-28

Strona główna / Programy dydaktyczne / Zarządzanie międzynarodowe, Dr hab. Jerzy Cieślik / Analiza praktycznych doświadczeń przedsiębiorczości międzynarodowej / Materiały / Handel to pestka
Handel to pestka
Źródło: Puls Biznesu
 

Puls Biznesu, 25 maja 2005

Handel to pestka

Tomasz Marzec
Pieniądze leżą na ulicy. Niektórzy tylko o tym mówią, inni potrafią się po nie schylić.

Arkadiusz Rusiński siedem lat temu wybrał się na wakacje do Hiszpanii. Wrócił nie tylko z albumem zdjęć i głową pełną wrażeń, ale także z pomysłem na otworzenie firmy. Popularną przekąską na Półwyspie Iberyjskim jest łuskany i prażony słonecznik oraz kukurydza.

— U nas to była nowość, pomyślałem więc, że można by sprzedawać je w Polsce — wspomina Rusiński.

Dotarł do firmy Son Sanchez — producenta słonecznika, zamówił pierwszy transport do Polski i okazało się, że to strzał w dziesiątkę.

Łubin i... świńskie skórki

Na początku Hiszpanie przysłali próbki niemal wszystkich swoich produktów, a jest ich kilkadziesiąt.

— Niektórych nawet nie próbowałem sprzedać, bo dostałem na przykład łubin w zalewie i nie chciały tego w Polsce zjeść nawet łabędzie. Podobnie było z popularną u nich przekąską z suszonej świńskiej skóry — sam spróbowałem i wyrzuciłem — mówi Arkadiusz Rusiński.

Przebojem na nasz rynek wszedł za to prażony i solony słonecznik.

Rusiński zarejestrował działalność gospodarczą i hiszpańskie produkty zaczął sprzedawać jako firma Rico.

— Rico po hiszpańsku to dobry, smaczny. Miło brzmi, pomyślałem więc, że będzie to świetna nazwa — opowiada Arkadiusz Rusiński.

Wyniki i serwis

Produkty Son Sanchez do Polski zaczął sprowadzać pierwszy, z czasem pojawiła się jednak konkurencja. Mimo to dziś Rico ma wyłączność na import produktów Son Sanchez. Jak udało się pokonać konkurentów?

— Kluczem były wyniki sprzedaży i serwis — tłumaczy Rusiński.

Jego firma sprzedawała najwięcej i okazała się dla Hiszpanów najbardziej wiarygoda. Strategia Rico opiera się na serwisie. Towar z opolskiego magazynu rozwożą wynajęte ciężarówki, ale sam Rusiński każdego klienta odwiedza co najmniej raz na 2 tygodnie, żeby sprawdzić, czy towar w sklepach trzymają na widoku, porządnie ułożony.

Odbiorców w całym kraju jest 350 i mogłoby się wydawać, że zapewnienie takiej obsługi wymaga zatrudnienia co najmniej kilku osób. Tymczasem firma Rico to właściciel, stumetrowy magazyn w Opolu, samochód i laptop.

— To moje biuro — Rusiński śmieje się, pokazując na dostawczego mercedesa.

Unia pomogła

Zbawienne dla Rico okazało się wstąpienie Polski do UE.

— Od zeszłego maja mogłem znacznie obniżyć ceny — tłumaczy Arkadiusz Rusiński.

Wcześniej na transporty nałożone było 35-proc. cło. Po wejściu do Unii paczka 125 g słonecznika staniała z 3,40 zł na 2,30 zł. Większe opakowanie — 250 g — wcześniej kosztowało 4,80 zł, teraz jest o złotówkę tańsze. Mimo obniżenia cen nie jest łatwo zdobywać nowych kontrahentów.

— Wiele firm traktuje moje produkty jako egzotykę, nie chcą mieć w sklepie czegoś, czego nie są pewni, czy się sprzeda. Szczególnie duże sieci wolą chipsy i cole, bo to pójdzie zawsze — mówi Rusiński.

Słonecznik w sądzie

Zdobywanie nowych punktów sprzedaży to jednak nie jedyne zmartwienie Arkadiusza Rusińskiego. Od 5 lat trwa jego proces z agencją celną. Kiedy zaczął sprowadzać słonecznik, agencja zastosowała błędną taryfę i przez 2 lata płacił 10-proc. cło.

— W pewnym momencie przyszła kontrola i okazało się, że trzeba płacić 35 proc. Kazali zwrócić zaległe cło z odsetkami — wspomina.

Chodzi o niebagatelną kwotę — 90 tys. złotych. Firma Rico musiała zapłacić, bo na poczet zaległości zajęty został kolejny transport z Hiszpanii.

— Nie zbankrutowałem przez to, ale dotkliwie odczułem tę karę — mówi Rusiński.

Pierwszą sprawę w sądzie wygrał, ale sąd drugiej instancji wyrok zakwestionował.

— Oni uważają, że ustalono mi niższe cło, bo dogadałem się z urzędnikiem. Błąd polegał na tym, że 10 proc. płaci się za słonecznik, ale paszowy. Mój był prażony solony i ktoś po prostu nie zwrócił uwagi, że to jest różnica — mówi.

Teraz Rusiński czeka na kasację wyroku. Za jakieś dwa miesiące okaże się, kto zapłaci za błąd przy ustalaniu stawki celnej.

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X