Tekst
Text English
Wideo
Prezentacje
Materiały
Literatura
Narzedzia
Twój biznes
Powrót

Aktualności

 
Akademia Leona Koźmińskiego
Wydział Zarządzania 
Uruchomienie nowego biznesu
Dr hab. Jerzy Cieślik
                  

Terminy zajęć w semestrze letnim 2009/2010 dla doktorantów zostaną podane w późniejszym terminie
Dyżury:
poniedziałek  g. 15.30-16.30 s. B-28

Strona główna / Programy dydaktyczne / Jak uruchomić własny biznes, dr hab. Jerzy Cieślik / Cechy i umiejętności liderów nowych przedsięwzięć / Materiały / Więcej wiary w siebie
Więcej wiary w siebie
Źródło: Businessman Magazine
 

 

Businessman Magazine, listopad 2004

Więcej wiary w siebie

MICHAŁ PIETRZAK

To, na pierwszy rzut oka, bardzo pozytywny sygnał, bo sektor małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) stanowi motor gospodarki i generuje aż 80% nowo powstających miejsc pracy. Niestety, tylko na pierwszy rzut oka, bo po głębszej analizie badań i zestawieniu ich z bieżącymi statystykami, okazuje się, że deklaracje studentów to zbiór pobożnych życzeń i przechwałek. Według najnowszych badań Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) tylko 3,7% absolwentów szkół średnich i wyższych decyduje się na samozatrudnienie. Znaczna część posiadaczy dyplomu magistra i licencjata rejestruje się w "pośredniaku" (pod koniec 2003 r. stanowili oni aż 21,2% spośród wszystkich bezrobotnych), a najwięcej z tych ludzi idzie do pracy najemnej. Skąd więc taka rozbieżność pomiędzy deklaracjami i rzeczywistością? Ano stąd, że kształt zadawanych pytań w ankietach sondażowych zawsze w jakimś stopniu sugeruje odpowiedzi. Przykład: w 2001 roku instytut badawczy Ipsos - Demoskop (na zlecenie i przy współpracy PARP-u) zapytał młodzież uczącą się w szkołach średnich: "czy wolałaby prowadzić własną firmę czy też woli rozpocząć pracę jako pracownik najemny?". 62% respondentów odpowiedziało, że woli samozatrudnienie. Jednak już na pytanie: "czy w przypadku braku pracy, zdecydowaliby się na założenie firmy?", twierdząco odpowiedziało tylko 51% ankietowanych. A to oznacza, że przedsiębiorczość ma wśród tych ludzi charakter wymuszony i spowodowana jest raczej brakiem możliwości podjęcia pracy "u kogoś". Podobne wnioski można wysnuć po analizie badań SF BCC i OBW. Studenci twierdzą, że czynnikami, które w największym stopniu wpływają na podjęcie decyzji o założeniu firmy, są: sytuacja na rynku pracy (25,6%) i sytuacja gospodarcza kraju (40,1%), czyli de facto czynniki zmuszające ich do samozatrudnienia.

Czy można więc mówić, że młodzież w Polsce jest przedsiębiorcza? Chyba nie, bo co to za przedsiębiorczość, która jest pojmowana jako ostateczność. Zastanówmy się w takim razie, z czego rzeczywiście wynikają bariery w podejmowaniu aktywności biznesowej przez młodych ludzi.

Śmieszne deklaracje

Studenci twierdzą, że chcą mieć własne firmy, bo nie będą mieli wówczas nad sobą szefa (tak mówi 41,2% ankietowanych), a ponadto można więcej zarabiać (32,5%). Niby prawda, ale trąci to trochę infantylnym rozumowaniem, tym bardziej że te same osoby zapytane o obawy związane z założeniem firmy podają takie czynniki jak np. brak klientów (51,2%). Prof. Jan Antoszkiewicz, kierownik zakładu przedsiębiorczości SGH w Warszawie, słusznie zauważa, że taka odpowiedź podważa w ogóle predyspozycje tych osób do prowadzenia własnej firmy, bo obawa przed brakiem klientów występuje w każdym biznesie i nie jest czynnikiem, który można regulować lub zmieniać. Śmieszną obawą - z punktu widzenia młodych ludzi, którzy prowadzą działalność gospodarczą - jest strach przed niemożliwością spłaty kredytu (63,7%). Studenci deklarują także, że zniechęcają ich wysokie podatki (33,8%) i generalny brak dostępu do tanich kredytów (26,2%). - To są bzdury i wymówki. Podatki wcale nie są wysokie, a żeby zrobić biznes, wciąż nie trzeba mieć gotówki. Trzeba po prostu wsadzić jaja w jeden koszyk, zwołać dwóch, trzech kolegów, wymyślić fajny projekt i zacząć - mówi Rafał Styczeń, kiedyś współzałożyciel i udziałowiec ComArchu, a teraz współzałożyciel i prezes inkubatora internetowego Internet Investment Found. Styczeń jest dopiero po trzydziestce, ale dzięki przekonaniu o słuszności "brania sprawy w swoje ręce" dokonał już sporo. W 2000 r., kiedy został laureatem konkursu "Młody Utalentowany Businessman Roku", jego aktywa były warte ponad 100 mln złotych. - Trzeba zrobić tak, jak my na początku ComArchu w 1993 r. Zanim założyliśmy firmę, mieliśmy już klienta (TP SA, która zwróciła się z prośbą o przygotowanie projektu do katedry Telekomunikacji krakowskiej AGH, gdzie studiowałem). Wspólnie z moim wykładowcą, prof. Januszem Filipiakiem i kilkoma osobami z wydziału otworzyliśmy firmę, zrobiliśmy prezentację w PowerPoincie i zaczęliśmy jeździć po Polsce. Firma urosła z 4 osób do 1 tys., za mojej prezesury weszła na giełdę, a kiedy po 7 latach z niej odchodziłem, kapitalizowano ją na 1 mld złotych - wspomina Styczeń. Sprzedał większość udziałów (miał 5% z owego miliarda) i otworzył fundusz inwestycyjny IIF. - Tutaj również zanim w cokolwiek zainwestuję, najpierw zastanawiam się nad sprzedaniem produktu jeszcze przed jego powstaniem. Trzeba najpierw próbować sprzedać, a dopiero później wydawać - oto dewiza Stycznia.

 

Na pohybel maruderom

Można oczywiście powiedzieć, że nie każdy miał możliwość studiowania na wydziale, którym akurat zainteresował się taki gigant jak TP SA, i to w czasach, kiedy rodził się internet, a rynek nie był tak nasycony. Ale przykład sukcesu, jaki odniósł portal Pracuj.pl, założony przez kilku zapaleńców z AISEC-u, pokazuje, że można było dokonać czegoś wartościowego również w tej dekadzie, i to bez żadnych uczelniano-biznesowych koneksji. Pomysłodawcą projektu portalu rekrutacyjnego przez internet jest trzydziestoletni dzisiaj Przemysław Gacek, absolwent Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. W 1999 r. skończył studia i pojechał na staż do PricewaterhouseCoopers w Wielkiej Brytanii. Szybko wrócił, bo "kołatał" mu się po głowie pomysł na biznes. Pomysłem zaraził kilkoro swoich przyjaciół i wspólnie za kwotę 4 tys. złotych otworzyli spółkę Communication Partners. Nikt nie wierzył w powodzenie portalu. Wyrzucano ich z różnych instytucji, w których próbowali zdobyć pieniądze. W końcu udało im się przekonać kilku klientów, żeby dali im zaliczki na stworzenie czegoś, co powstało dopiero po 3 miesiącach. W pierwszym roku działania portalu spółka borykała się z ogromnymi kłopotami finansowymi. Ale warto było czekać. W 2001 r. pozyskali inwestora, fundusz e-Katalyst, który dokapitalizował firmę, w zamian za objęcie 25% udziałów w spółce (we wrześniu br. e-Katalyst ponownie odsprzedał swoje udziały założycielom firmy). Pod koniec ub.r. wartość udziałów założycieli Communication Partners szacowana była już na 5 mln złotych. Dzisiaj firma zatrudnia 35 osób, a jej przychód rośnie proporcjonalnie do dynamiki wzrostu zainteresowania rynkiem rekrutacji przez internet (rocznie o około 80%). - Trafiliśmy w dobrym momencie. Taka szansa na biznes pojawia się raz na 100 lat. Wiedziałem, że jak tej szansy nie wykorzystam, to sobie tego nie daruję - mówi Gacek.

Maruderzy stwierdzą, że wszystkie nisze (takie jak rynek rekrutacji przez internet) zostały już zapełnione. Nieprawda. Jest ich wiele. Tyle że, aby umieć je zlokalizować, potrzebne jest doświadczenie zawodowe w danej branży. Paweł Kościk (29 l.) jest absolwentem Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej. Pracę rozpoczął już na studiach w firmie wykonującej projekty i instalacje systemów klimatyzacyjno-wentylacyjnych. - Zorientowałem się, że mój szef bierze od każdego przeprowadzonego przeze mnie projektu ok. 30 tys. złotych, z czego ja dostawałem 1,8 tys. Konkurencja była mała, więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Z kolegą założyliśmy spółkę Klimwent i dogadaliśmy się z pierwszym klientem, który udzielił nam kredytu kupieckiego. Za pierwsze zarobione 5 tys. zł kupiliśmy giętarkę, a za drugie 5 tys. gilotynę. Zaczęliśmy produkcję, no i udało się.

Najpierw zatrudniliśmy 2 osoby, później kolejne 2, a dzisiaj zatrudniam już 12 osób - mówi Paweł Kościk. Właśnie otwiera drugą firmę, tym razem handlową. - Na rynku są tylko 3 firmy produkcyjno-handlowe związane ściśle z tą branżą. Jakoś się tą Polską podzielimy - śmieje się Kościk.


 

Kreatywność, że ręce opadają

Z badań PARP-u na temat "przeżywalności" firm MSP (opracowanych na podstawie danych GUS wynika, że aż 25% podmiotów z tego sektora znika z rynku po pierwszym roku swojego funkcjonowania, z czego 5% nawet nie podejmuje prób działalności pomimo zarejestrowania. Zdaniem dr Agnieszki Tokaj-Krzewskiej, dyrektora Zespołu Programowania i Ewaluacji w PARP, wynika to z niskiego poziomu innowacyjności tych przedsięwzięć. - Prowadzę zajęcia ze studentami SGH, gdzie wykładam przedmiot Zakładanie i Prowadzenie Małej Firmy. I widzę u tych ludzi całkowity brak kreatywności biznesowej. Pracą zaliczeniową na zajęciach jest case study pt. "Moja firma". 90% z moich studentów przedstawia pomysły na firmę zajmującą się księgowością lub doradztwem podatkowym. Prace charakteryzują się brakiem jakiegokolwiek rozeznania w rynku, a założone przepływy finansowe i zyski są nieprawdopodobne. Kiedy pytam ich, skąd wezmą na to pieniądze, to słyszę, że od rodziny. Ręce opadają - skarży się Tokaj-Krzewska.

Klasycy teorii ekonomicznych używają różnych słów w definiowaniu przedsiębiorczości. J. Schumpter utożsamiał przedsiębiorcę z osobą posiadającą "ducha przedsiębiorczości", P. F. Drucker mówił o człowieku, który umie dostosować się do zmian, a polski pionier nowoczesnego zarządzania E. Hauswald twierdzi nawet, że jest to osoba, która dokonuje cudów bez wielkich zasobów pieniężnych. Większość jednak z tych teorii posiada jeden wspólny mianownik: otóż, zakłada, że przedsiębiorczość człowieka jest uzależniona od stopnia jego innowacyjności i kreatywności. A od czego zależą te ostatnie? Ze smutkiem należy stwierdzić, że od jakości procesu edukacji młodego człowieka, a ten w Polsce, jak wszyscy wiemy, jest na żenująco niskim poziomie.

Michał Pietrzak

Jak się rozkręca biznes

Prowadzę jeden z nielicznych funduszy inwestycyjnych, który jest zainteresowany lokowaniem kapitału w przedsięwzięcia wysokiego ryzyka. W ciągu ostatnich 2 lat nie dałem nikomu pieniędzy, bo stosy projektów, które codziennie do mnie spływają, nadają się jedynie do kosza. Młodzi ludzie nie umieją nawet opisać swoich pomysłów albo przysyłają 2 kartki, które zawierają jakieś ogólniki. Twierdzą, że mają genialne pomysły, ale nie mogą ich od razu "sprzedawać", więc wolą się spotkać. W ogóle nie rozmawiam z takimi ludźmi, bo to niepoważne. Młodzież musi zrozumieć, że fundusz inwestycyjny wydaje zazwyczaj duże pieniądze (co najmniej kilka milionów złotych), więc musi mieć gwarancję wysokiej stopy zwrotu. Jeśli ktoś potrzebuje mniejszej kwoty na start, to przecież może się zwrócić do indywidualnych inwestorów. Są ludzie, którzy mają dużo pieniędzy w portfelu i wolą pożyczyć komuś pół miliona, aby otrzymać później 700 tys., niż wpłacić te pieniądze na 6-procentową lokatę bankową. Ale, żeby do kogokolwiek zwrócić się z prośbą o pożyczkę, najpierw zadbajcie o listy intencyjne od przyszłych klientów. Pierwszy produkt sprzedacie z 50-procentowym rabatem, drugi z 40-procentowym, trzeci z 20-procentowym, aż w końcu zrobicie marżę i będziecie mieli 3 klientów w portfolio. Dalej pójdzie samo...

Rafał Styczeń, Prezes Internet Investment Found (IIF Group)

Never ever give up

Brak przedsiębiorczości wśród polskiej młodzieży wynika z uwarunkowań kulturowych i braku pozytywnych wzorców, które mogłyby być lansowane przez media. W Polsce każda osoba, która ma więcej niż 2 pary butów i czystą koszulę, jest co najmniej podejrzana. W opinii publicznej pokutuje przeświadczenie, że gwarancją jakości dobrego polityka jest to, że dorobił się jedynie dwupokojowego mieszkania i dwudziestopięcioletniego malucha. Natomiast samo słowo "biznesmen" jest synonimem krętacza, oszusta i kryminalisty, bo media najchętniej piszą tylko o korupcji i nepotyzmie w kręgach związanych z biznesem i władzą. Taka atmosfera nagonki na ludzi bogatych nie służy rozwojowi przedsiębiorczości, rozumianej jako pewien stan ducha (mind set), stymulujący wzrost dobrobytu w państwie. Ludzie młodzi albo wycofują się z działalności przedsiębiorczej, bo chcą - w wypaczony sposób - być fair w stosunku do samych siebie, albo decydują się na cyniczne łamanie wszelkich norm, bo sądzą, że system nie tworzy uczciwych instrumentów, aby cokolwiek osiągnąć w życiu.

Kolejną sprawą jest brak odporności psychicznej na zmiany w gospodarce i niska skłonność do podejmowania ryzyka. Z badań wynika, że tylko ok. 20% małych przedsiębiorstw przeżywa więcej niż 5 lat działalności. A to oznacza, że częściej niż kiedyś będziemy zmuszeni zmieniać pracę lub podejmować kolejne próby tworzenia nowej firmy. W Polsce utrata pracy czy bankructwo oznacza klęskę życiową. W USA natomiast jest takie przysłowie, które wpajane jest już dzieciom w przedszkolu: "you never ever give up".

Prof. dr hab. Andrzej K. Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X